carolchanning.net
Jak wiele jeszcze musi pojawić się informacji o rozpasaniu i zachłanności „zjednoczonej prawicy”, żeby przepełniona została czara obywatelskiej cierpliwość? Rozdawnictwo publicznych pieniędzy dla Kościoła katolickiego, Tadeusz Rydzyka, ale także dla znajomych i miast rodzinnych wysokich urzędników ministerialnych, osiągnęło niespotykaną dotąd skalę. Potwierdzają to wyniki kolejnych kontroli NIK, między innymi w ministerstwie sprawiedliwości. Słychać także powtarzane i niepokojące informacje na temat powiązań prominentnych członków i sojuszników partii władzy z rosyjskim reżimem i działającą tam zorganizowaną przestępczością, która z kolei jest powiązana z rosyjskim aparatem bezpieczeństwa i wywiadem. W tym przypadku nie znamy całej prawdy, ale jako obywatele mamy do niej pełne prawo. Te sygnały powinny przecież niepokoić i wywoływać działania prokuratury i naszych służb specjalnych. Czy coś się więc dzieje w tych sprawach?
Dla przypomnienia
Po wygranych w 2015 roku wyborach, tzw. prawica nie czekała ani chwili ze swoim pozaprawnymi i niszczycielskimi działaniami. Jak się okazuje, nie musiała się niczego obawiać. Miała dobrze zdiagnozowane nastroje społeczne, a ponadto, jak się zdaje na podstawie oceny dyspozycyjnych socjologów wspominanych przecież przez Jarosława Kaczyńskiego, zostaliśmy jako obywatele podzieleni na trzy podstawowe grupyy:
Przywiązanych do zasad demokracji liberałów i konserwatystów, wystrzegający się w walce politycznej chwytów erystycznych i kierujących się generalnie poprawnością polityczną. Działających w poczuciu konieczności utrzymania porządku demokratycznego państwa prawnego i możliwie silnych więzi społecznych, tak ważnych dla obywatelskiej wspólnoty.
Kierujących się „ekonomiką umysłu”, cechującą się brakiem zainteresowania światem rzeczywistym i wyrażaną najczęściej w opiniach – „nie interesuje mnie polityka”, „co ja mogę” i w żalu, że „nikt nie spełni wszystkich moich oczekiwań” – a więc tych, którzy stanowią niestety prawie 50% polskiego społeczeństwa i pozostawiają innym wybór własnego losu. Krótko mówiąc, permanentnie nie uczestniczą w wyborach.
Sfrustrowanych i dotkniętych wykluczeniem ekonomicznym – nie zawsze z własnego wyboru, lenistwa czy winy – będących miedzy innymi efektem powstałych nierówności społecznych, którzy czekali na „męża opatrznościowego” gotowego nareszcie zwrócić się do nich bezpośrednio i wytłumaczyć, że wszystkiemu winne są elity, kasty i mityczny układ, a także potrafiącego przedstawić im proste i szybko dostępne rozwiązania.
„Zjednoczona prawica” przygotowywała grunt pod swoje zwycięstwo systematycznie i konsekwentnie – od 2007 roku. Budowała swoje relacje z grupą nr 3. Namawiał do rabacji przeciwko elitom, w tym inteligencji nazywanej „wykształciuchami”. Atakowała bezpardonowo grupę nr 1. Nie zajmowała się problemem grupy nr 2, choć do pewnej jej części także puszczała oko. Po prostu – zmierzała konsekwentnie wytyczoną drogą do swojego zwycięstwa.
W tym czasie grupa nr 1 cieszyła się, że wybrała dobre władze. Akceptowała i wspierała ich decyzje, choć nie zawsze i nie całkiem bezkrytycznie. Władze te, choć także naruszały czasami porządek prawny i popełniały grzechy zaniechania i pychy, to jednak nie niszczyły fundamentów porządku konstytucyjnego, a ponadto, budowały naszą pozycję w Europie i świecie. Jednak i one popełniały poważne i jak się okazało politycznie śmiertelne błędy. Po pierwsze – nie rozliczyły funkcjonariuszy PiS za dwa lata ich rządów, sprawowanych w latach 2005 – 2007, obfitujących w naruszenia prawa i zasad sprawowania władzy – to był grzech zaniechania. Po drugie – uległa ona zgubnemu przeświadczeniu, że ówczesne poparcie wystarczy jej do kolejnego zwycięstwa w wyborach – to był z kolei grzech pychy. W ten sposób pozostawiła praktycznie samym sobie grupy nr 2 i 3. Nie zauważyła, że część grupy nr 2, zaczyna przyglądać się pomysłom „zjednoczonej prawicy” z zaciekawieniem i że być może da jej szansę w wyborach. Nie zauważyła także, że część grupy nr 1 jest już zmęczona dalszą perspektywą „ciepłej wody w kranie”. Zniechęcona stagnacją i brakiem pomysłu na przyszłość, nie poszła do urn. Efekt jest znany i odczuwalny do dziś. Szkodliwy i groźny dla wszystkich, choć jeszcze nie dla wszystkich zrozumiały.
Konsekwentne działania PiS są groźne
Od chwili swojego powstania, we wczesnych latach 90. XX w., „prawica” nie koncentrowała się jedynie na szukaniu politycznych możliwości swojego działania. Tworzyła dla niego przede wszystkim fundamenty finansowe. Pojawiające się już znacznie wcześniej informacje łączące Porozumienie Centrum z aferami FOZZ i spółki Art-B, a także uwłaszczenia na majątku narodowym, nigdy nie zostały zweryfikowane. Podobnie było i jest z informacjami na temat obecnych powiązań PiS z kasami SKOK. Dlaczego?
PiS i pozostające z nim w koalicji inne populistyczne partie stosują, jak się zdaje dość prosty i jak się okazuje skuteczny mechanizm prowadzący do znieczulenia społeczeństwa na pojawiające się negatywne informacje swój temat. Otóż, tworzą one atmosferę spisku, zdrady, powiązań agenturalnych itp. Robiły, i robią to nadal, na zasadzie „łap złodzieja”. Katastrofa smoleńska i powstały wokół niej klimat podejrzeń, stały się wymarzone, gdyż w tworzonych przez siebie kolejnych absurdalnych hipotezach, PiS cynicznie dostrzegał możliwość wypaczenia, rozmywania i ignorowania informacji na własny temat. Czy to przypadek, że na czele zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy lotniczej stanął Antoni Macierewicz? Czy to przypadek, że uczestnicy tego zespołu, a później podkomisji snuli fantasmagoryczne wizje i ogłaszali swoje rewelacje oparte na ośmieszających je argumentach? Czy nie chodziło przypadkiem o to właśnie, żeby w takiej atmosferze móc wyśmiać już każdą hipotezę, bez względu na to, czego by ona dotyczyła i nawet gdyby nosiła znamiona prawdopodobieństwa? Kto podejmie się dzisiaj profesjonalnego zbadania kwestii opisanych przez Tomasza Piątka, a dotyczących niejasnych czy być może wręcz przestępczych powiązań Antoniego Macierewicza i Mateusza Morawickiego? Kto będzie chciał się narazić na natychmiastowy i bezpardonowy atak machiny pisowskiej propagandy, która będzie starała się go ośmieszyć, a w konsekwencji postawić w jednym szeregu z „badaczami” puszek i parówek? Czy nie o to właśnie chodziło? Ale na to nie możemy się przecież godzić!
W służbach specjalnych znana jest zasada – „nadmiar informacji stanowi dezinformację”. W praktykach stosowanych przez PiS i jego sojuszników, łatwo doszukać się podobnej zasady – w morzu głoszonego absurdu, informacji fałszywych i postprawdy, zagubią się nawet poważne podejrzenia, które w takich warunkach także można łatwo sprowadzić do poziomu absurdu. Każdą informację można dzisiaj ośmieszyć i zignorować. Czas to nareszcie zmienić.
O Antonim Macierewiczu i nie tylko
Skupmy się jednak na Antonim Macierewiczu i przyjrzyjmy się jego najważniejszym „dokonaniom” w okresie 1992 – 2019. Po raz pierwszy zaistniał negatywnie w życiu politycznych w roku 1992. Realizował wówczas, jak się okazało niekonstytucyjną uchwałę Sejmu. Postępując co najmniej nieodpowiedzialnie, przedstawił w Sejmie listę domniemanych „współpracowników” SB. Swoje informacje oparł na materiałach przygotowanych przez Zespół Studiów, składający się z amatorów i kierowany przez jego dwudziestosześcioletniego pupila, Piotra Woyciechowskiego, kompletnie niedoświadczonego w kwestiach pragmatyki służb specjalnych. Lista nie została zweryfikowana. Znalazły się na niej osoby zarejestrowane w archiwach SB z różnych przyczyn, także jako figuranci, czyli osoby pokrzywdzone – rozpracowywane w ramach spraw operacyjnych. Naraziło to na straty moralne kilku znanych i szanowanych ludzi, w tym ówczesnego prezesa Zjednoczenia Chrześcijańsko – Narodowego, Wiesława Chrzanowskiego. Te działania przyczyniły się także do pogłębienia trwającego już kryzysu rządowego i w efekcie do przedterminowych wyborów. Gra „teczkami” i pojawiającymi się „nagle” informacjami, jest stosowana przez PiS do dzisiaj.
Przejdźmy do lat 2005 – 2007. Kolejną aktywnością Antoniego Macierewicz było kierowanie procesem likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Czy w świetle prezentowanych publicznie informacji i przypuszczeń na jego temat, nie wydaje się konieczną rzetelna ocena jego roli w tych działaniach? Dlaczego PiS tak bardzo chciał ich zniszczenia? Jak to się stało, że wokół tak ważnej formacji, kontrolowanej przecież przez władze polityczne państwa, rozpętano kampanię oszczerstw i pomówień, które nigdy nie zostały potwierdzone procesowo? Dali się w nią wciągnąć i politycy i poważni dziennikarze. Niektórzy z nich, ci najbardziej odpowiedzialni, między innymi Monika Olejnik, potrafili to przyznać.
1 października 2019 roku minie 13 lat od daty zniszczenia wojskowych służb specjalnych. Nadal nie zbadano procesu ich likwidacji i weryfikacji żołnierzy i pracowników WSI. Dostrzeżono już jednak taką konieczność. W poprzedniej kadencji Sejmu została powołana sejmowa komisja śledcza, ale nastąpiło to zbyt późno, żeby zdążyła ona rozpocząć swoją pracę. Należy do tego wrócić i znaleźć odpowiedź na szereg pytań ważnych dla przyszłości państwa i jego instytucji. Dlaczego procesy likwidacji WSI powierzono Antoniemu Macierewiczowi? Czy to przypadek, że ujawniono wówczas tak wiele aktywów operacyjnych wywiadu i kontrwywiadu wojskowego, budowanych mozolnie przez lata, a zniszczonych jednym nieodpowiedzialnie napisanym i przetłumaczonym także na język rosyjski „raportem”? Dlaczego nie zdecydowano się na upublicznienie aneksu do „raportu”? Dlaczego „raport” Macierewicza nie został uznany za dokument urzędowy, a także, jak się okazało, on sam – likwidator WSI – nie był w tym czasie urzędnikiem państwowym? Czy w demokratyczny państwie prawa jest możliwe bezkarne zniszczenie służb specjalnych, przez prywatną osobę, mającą dostęp do informacji ściśle tajnych, która publikuje w tej sprawie nieoficjalne i jawne opracowanie, w którym zdradza szczególnie chronione tajemnice państwowe?
Na wyjaśnienie czekają także inne sprawy, które miały miejsce w latach 2005 – 2007. Jaką rolę odgrywali w nich ówcześni decydenci polityczni i szefowie służb specjalnych? Szczególne ważne wydaje się zbadanie wszystkich okoliczności śmierci Barbary Blidy oraz perfidnej prowokacji służb specjalnych w ministerstwie rolnictwa. Trzeba o tym stale przypominać.
Od roku 2010 Macierewicz prowadzi konsekwentną i niepopartą żadnymi faktami i dowodami kampanię na rzecz uznania katastrofy smoleńskiej za efekt zamachu. Trwa to już dziewięć lat. Powoływane są kolejne ciała „eksperckie”, które choć nie podają żadnych argumentów, to wprowadzają atmosferę podejrzeń, oskarżeń i przyczyniają się do dzielenia społeczeństwa. Jej „ustalenia” były przywoływane przez Jarosława Kaczyńskiego w czasie kolejnych „miesięcznic smoleńskich”. Mówił o nich, jako o krokach na drodze zbliżania się do „prawdy”. Prawda jest jednak taka, że komisje te nie ustaliły nic, a „efekty” ich prac są kwestionowane przez uznanych ekspertów. Zarobki „specjalistów Macierewicza” pochłaniają jednak nadal publiczne i to niemałe pieniądze. Te sprawy także wymagają zbadania i wyciągnięcia stosownych wniosków.
Czy nie takie sytuacje, jak przywołane powyżej, miał na myśli Bartłomiej Sienkiewicz mówiąc o teoretyczności polskiego państwa? A propos okoliczności tej wypowiedzi. Kulisy zleconych przez Marka Falentę nagrań to kolejny temat wymagający wyjaśnienia. Szczególnie ich rosyjski wątek opisany w książce dziennikarz tygodnika „Polityka” Grzegorza Rzeczkowskiego i wspominane przez samego Falentę gwarancje ochrony, jakie miał rzekomo otrzymać ze strony obecnej władzy. Polityczna cisza w tej sprawie, to kolejna cisza, która musi niepokoić.
Sojusznicy nie są obojętni
W ostatnim okresie, w relacjach wewnątrz NATO i UE pojawiły się jednak pewne sygnały. Otóż, pamiętajmy, że obaj wspomniani wcześniej działacze „zjednoczonej prawicy”, to były minister obrony narodowej i urzędujący premier. Ignorowanie informacji na ich temat przez państwo i podległe mu służby, przy jednoczesnym braku gotowości obu zainteresowanych do dochodzenia swojego „dobrego imienia” w sądzie, musi dawać do myślenia. Daje na pewno do myślenie władzom bezpieczeństwa NATO i UE, odpowiedzialnym za ochronę informacji niejawnych obu Organizacji. Czy przegrana urzędnika kancelarii prezydenta RP w walce o stanowisko Zastępcy Sekretarza Generalnego NATO, to jedynie kwestia naszej słabej pozycji będącej wynikiem łamania praworządności czy także przejaw braku wiary w możliwości zachowania tajemnicy? Czy nasze „sukcesy” na forum PE i UE nie są także tego wyrazem? Pamiętajmy, że kwestie bezpieczeństwa informacji stanowią obszar szczególnej troski we współpracy NATO – UE. Państwo, które ich nie respektuje nie może być traktowane poważnie.
Opozycjo już najwyższy czas!
Nie ma i nie będzie innej drogi, jak uruchomienie koniecznych procedur weryfikacji wszystkich niepokojących informacji i zjawisk. Także tych podanych i udokumentowanych źródłowo przez Tomasza Piątka. Nie dla zemsty czy taniej sensacji, ale dla zapewnienia bezpieczeństwa narodowego. Po to także, żeby nigdy już nie popłacało kłamstwo i żebyśmy byli na nie szczególnie wyczuleni. Wszelkie wątpliwości muszą więc zostać wyjaśnione. Także po to, żebyśmy zaczęli odbudowywać etos urzędów i najważniejszych stanowisk w państwie. Nie mogą zajmować ich ludzie, którym nie można ufać i którzy narażają na hazard nasze bezpieczeństwo i relacje międzynarodowe.
W świetle opisanej rzeczywistości trudno zrozumieć, dlaczego posłowie opozycji nie podejmują konsekwentnie tych tematów. Bez względu na ich przynależność partyjną i łączące ich wzajemne relacje. Bez względu na to jak wygląda dzisiejsza większość sejmowa, gdyż to się prędzej czy później zmieni. Przecież dobro państwa i obywateli powinno być dla nich najwyższym nakazem.
Jeden z moich dobrych znajomych, w czasie szerszej dyskusji na te tematy zaproponował oryginalne podejście. Jego zdaniem, każdy poseł opozycji kończąc swoje wystąpienie z trybuny sejmowej powinien, idąc śladem Katona Starszego, wygłaszać sentencję: „A ponadto, uważam, że niepokojące informacje na temat powiązań Antoniego Macierewicza i Mateusza Morawieckiego należy wyjaśnić.” Czy nie warto pójść konsekwentnie tą drogą? Nie możemy dopuścić, żeby takie sprawy były wciąć ignorowane, zbywane milczeniem lub odkładane ad kalendas Graecas. Cała opozycjo – to także Twoja rola!
A poza tym uważam, że pisowską Kartaginę – zbudowany przez tę partię system zakłamania, ignorancji, nepotyzmu, ksenofobii, zaściankowości, niejasnych powiązań i zależności, niespotykanego na przestrzeni ostatnich 30 lat sojuszu tronu z ołtarzem, niszczenia naszych praw i podstawowych wartości, dzielenia Polaków i niszczenia narodowej wspólnoty, zezwolenia na bezkarne harce skrajnych nacjonalistów i zwyczajnych chuliganów – należy zniszczyć. Koniecznie i bezpowrotnie. Nie ogniem i mieczem, ale na drodze dialogu i edukacji. Ten proces już się zaczął, ale w nim nie ma drogi na skróty. Pierwszy krok na tej drodze mogą stanowić jesienne wybory i oby tak się stało.
Stowarzyszenie Europejska Demokracja – Nadzieja i Otwartość stara się nie ingerować w przekazywane do publikacji materiały. Nie dokonujemy ich skrótów. Zastrzegamy sobie jedynie prawo do redakcji, korekty, dodania tytułu, śródtytułów i podkreśleń. Prosimy uprzejmie autorów przekazywanych nam materiałów o dbałość o język i formę.
Nie zamieszczamy na naszej stronie materiałów niezgodnych z linią programową Stowarzyszenia określoną w jego Statucie. Nie publikujemy treści, w których stosowany jest język wykluczenia i mowa nienawiści, bez względu na to, kogo one dotyczą. Nie publikujemy także materiałów, których celem jest szerzenie ksenofobii, homofobii, rasizmu albo propagowanie nacjonalizmu lub faszyzmu, w każdej ich formie.