

fakty.interia.pl
Sobotnie wydarzenia w Białymstoku: haniebne, przerażające, mrożące krew w żyłach. Niektórzy mówią, że to „lokalne”, że przecież krew się nie przelała, że nie ma co rozdzierać szat. Jestem innego zdania. To jest potworna gęba polskiej tłuszczy. To już poszło w świat. To przywraca stereotyp polskiego zaścianka, który udało nam się po stuleciach przełamać poprzez transformację ustrojową, poprzez ustanowioną Konstytucję z jej niepowtarzalną preambułą, co dało nam przepustkę do Europy. Zdawało się przez chwilę, że ta tłuszcza z żydowskich pogromów, z Jedwabnego, z mrocznych pokładów polskiej zaściankowości i jej toksycznego nacjonalizmu została jakoś ujarzmiona, a przynajmniej zmarginalizowana. Zdawało się. Może by nawet tak się stało – bo przecież mimo potknięć i zaniechań sprawy polskie toczyły się w dobrym kierunku – gdyby nagle nie pojawił się trend odwrotny. Gdyby nie obłędna wizja szaleńca, który zdobył władzę i postanowił zawracać bieg historii – przywrócić Polskę narodowo-katolicką, osadzoną w nieistniejących już realiach „przedwojnia”, papugi narodów, pełnej patriotycznych wzmożeń z iluzją mocarstwowości. Nie bacząc na to, co nam historia za to zafundowała: klęskę, na pół wieku utratę suwerennego bytu i na tyleż czasu regres cywilizacyjny. Myślę, że – mimo wszystko – Jarosław Kaczyński, krótkowzroczny szaleniec, nie zdawał sobie sprawy, jakiego dżina wypuszcza z butelki, choć słysząc wypowiedziane przez niego przed kilku dniami słowa w kontekście protestu wobec LGBT „…jesteśmy wyspą wolności, musimy powstrzymać ofensywę zła…” – być może się mylę.
To nie przyszło nagle, to pełzało. Podnoszenie się z kolan, odwracanie się od Europy i związany z tym, sączony do opinii publicznej fałsz, systematyczna dewastacja instytucji demokratycznego państwa prawa. Później była faszystowska orgia obchodów rocznicy urodzin Adolfa Hitlera, publiczne spalenie kukły Żyda, wieszanie podobizn europosłów: z pozorami tylko szukania winnych, z prawnym pobłażaniem, z dyskretnym przyzwoleniem. A dalej – przymrużanie oka na „marsze niepodległości”, na prężenie muskułów przez skrajnych nacjonalistów wrzeszczących coś o „białej Polsce”. Dyskretne szukanie sojuszników w burzeniu demokratycznego ładu z nadzieją, że pozostaną pod kontrolą. Nadzieje zawiodły – nie pozostali. I teraz Jarosław Kaczyński ma pewien problem, a może też narastający lęk, że tłuszcza jemu również dobierze się do gardła.
No i mamy to, co mamy. Miast jednoznacznego potępienia – delikatna prewencja, kilka osób zatrzymanych, pozorne procedury prawne. A karawana jedzie dalej – gęba polskiego faszysty, antysemity, rasisty, jest coraz bardziej wyrazista. Zagrażając fundamentom polskiej racji stanu, burząc cudem zdobytą szansę dołączenia do obszaru zachodniej cywilizacji, wspólnoty wolnych narodów, europejskich wartości.
Być może nadto dramatyzuję, obym się mylił. Atoli wydaje mi się coraz bardziej, że ta batalia wyborcza „o wszystko” – już tylko w perspektywie kilku miesięcy, batalia o przyszły kształt Polski na lata, rozegra się w płaszczyźnie cywilizacyjnej. Transfery socjalne burzące gospodarkę, korupcyjne kupowanie elektoratu, różne „piątki” i „szóstki”, przebudzanie się w ostatniej chwili śpiącej chocholim snem demokratycznej opozycji, rozpaczliwe wysiłki obywatelskiego protestu wciąż dalekiego od porozumienia: oczywiście, nie lekceważę tego. To czynniki nieuchronnie towarzyszące kampanii wyborczej, brutalnej, bo tym razem „o wszystko”. Atoli tym razem przeważy zmaganie się tej przerażającej, narodowej gęby z polskim marzeniem o demokracji, o wejście w obszar wolności z pochyleniem się nad poszanowaniem godności ludzkiej i niezbywalnymi prawami człowieka. Zmaganie wyjątkowo trudne, bowiem tym razem zawiódł instytucjonalny kościół opowiadając się po stronie ciemnogrodu, zapominając o swoim chrześcijaństwie, o swojej ewangelicznej misji niesienia pokoju, braterstwa. Czy polscy demokraci i marzyciele zdołają zmierzyć się z tym dramatycznym wyzwaniem, czy zdążą, czy zjednoczą się w ostatniej chwili ponad wszelkimi podziałami po to, żeby huknąć jednym potężnym głosem, uratować Polskę przed spadaniem w cywilizacyjną przepaść?
Tego, oczywiście, nie wiem, ale nadziei – trudnej nadziei – tracić nie chcę. Lokuję ją przede wszystkim we wchodzącym w życie młodym pokoleniem Polaków, nie skażonych jeszcze dramatyczną spuścizną polskiego zaprzaństwa, polskiego sarmatyzmu, polskiej targowicy. Mam wiarę w to, że oni postrzegają świat inaczej, na miarę swoich aspiracji, że wyjdą naprzeciw wielkim wyzwaniom rozedrganego dzisiaj świata, że odwołają się do tych najszczytniejszych narodowych tradycji i jej autentycznych bohaterów, którym przyszło ginąć upominając się o wolność, równość, braterstwo. Że oni wykrzyczą swoje „non possum” tej strasznej polskiej gębie, że oni ją wepchną w niebyt historii.
I niechby tak się stało! Polsko, moja kochana Polsko, moja Europo, z której czerpiemy nasze fundamentalne wartości – demokrację, fundamentalne prawa człowieka – każdej istoty ludzkiej, szacunek dla prawa: niech dobre moce będą z Tobą! Mam wiarę w to, że będą.
Stowarzyszenie Europejska Demokracja – Nadzieja i Otwartość stara się nie ingerować w przekazywane do publikacji materiały. Nie dokonujemy ich skrótów. Zastrzegamy sobie jedynie prawo do redakcji, korekty, dodania tytułu, śródtytułów i podkreśleń. Prosimy uprzejmie autorów przekazywanych nam materiałów o dbałość o język i formę.
Nie zamieszczamy na naszej stronie materiałów niezgodnych z linią programową Stowarzyszenia określoną w jego Statucie. Nie publikujemy treści, w których stosowany jest język wykluczenia i mowa nienawiści, bez względu na to kogo one dotyczą. Nie publikujemy także materiałów, których celem jest szerzenie ksenofobii, homofonii, rasizmu albo propagowanie nacjonalizmu lub faszyzmu, w każdej ich formie.