CZY PAŃSTWO ZAPEWNI?

wsoctv.com

Do napisania tych kilku słów skłoniło mnie wiele okoliczności. Znacznie wcześniejszych, ale również zamieszczone na stronie internetowej Stowarzyszenia SEDNO artykuły: Agnieszki Leonczuk „Koniec ery gimnazjum. Zawiedli także rodzice” – dotyczący likwidacji gimnazjów i społecznej postawy wobec „reformy” szkolnictwa i Bogusława Stanisławskiego, „Jakiej Polski chcą Polacy?” – odwołujący się do wartości i bolesnego pytania o poziom świadomości społecznej, a także relacja z przebiegu pewnej rozmowy. I to właśnie od opisu owej rozmowy rozpocznę. Miała ona miejsce, nomen omen, w dniu publikacji pierwszego z wymienionych artykułów. Okazją do niej był egzamin, którego zdanie umożliwia osiągnięcie kolejnego poziomu pewnej dyscypliny sportowej. A przebiegała owa rozmowa w taki oto mniej więcej sposób.

Rozmówca nr 1, zwracając się do przypadkowego Rozmówcy nr 2 zauważył, że uczestniczący w owym egzaminie młodzi ludzie będący właśnie w okresie wyboru liceum, powinni podchodzić do niego z dystansem. Po co się denerwować, gdy ważniejszy dla nich problem wiąże się dzisiaj z ryzykiem niedostania się do wymarzonej szkoły średniej.

Rozmówca nr 2 – „Ale dlaczego ma to być problem. Słyszę takie opinie, ale kto wie, jaka jest prawda? Złożyliśmy dokumenty do kilku liceów i jesteśmy przekonani, że nasze dziecko do któregoś się dostanie.”

Rozmówca nr 1 – „Ale skąd to przekonanie? Przecież jest kumulacja roczników, a Zalewska powiedziała, że nie każdy musi kończyć liceum.”

Rozmówca nr 2 – „Ale przecież jest obowiązek szkolny i państwo musi zapewnić warunki do jego realizacji.”

Rozmówca nr 1 – „Tak, ale niekoniecznie w liceum i niekoniecznie w miejscowości, w której mieszka uczeń.”

Rozmówca nr 2 – „Ale my mieszkamy w Warszawie i to tutaj nasze dziecko powinno chodzić do szkoły.”

Rozmówca nr 1 – „Oby się udało, ale może na przykład znaleźć się liceum dopiero w Ciechanowie, a w Warszawie pozostanie do wyboru szkoła zawodowa.

Rozmówca nr 2 nie był nadal przekonany, a przecież powinien już wcześniej interesować się losem swojego dziecka i szukać obiektywnych informacji. Ta rozmowa uświadomiła mi, że mentalny problem z genetycznie już chyba zakodowanym przekonaniem, że „państwo musi zapewnić”, nie jest przypadłością tylko tej słabszej ekonomicznie i gorzej wyedukowanej części społeczeństwa. To niestety efekt bardziej powszechnego lenistwa intelektualnego. To po prostu przejaw kompletnej ignorancji i braku zainteresowania otaczającym światem i problemami, z jakim przyjdzie się za chwilę borykać być może niemałej części naszego społeczeństwa. To właśnie owo nasze narodowe „jakoś to będzie”. Ale czy na pewno będzie? Jeśli takich, jak opisani w przywołanej rozmowie, rodziców nie porusza los ich dziecka, to co może ich poruszyć, jako obywateli? Jednak czy jest to tylko ich wina? Przecież to znaczna część naszego społeczeństwa, co potwierdzają kolejne wybory. Jest to więc poważny problem wynikający między innymi z fatalnego poziomu edukacji obywatelskiej.

Obecna władza, w procesie rozdawnictwa socjalnego zastawia kolejne potencjalne pułapki, także na swoich zwolenników. Przecież „dając” obiecuje wciąż cynicznie, że „my (to znaczy nasze państwo) zapewnimy” i ostrzega – „oni (to znaczy ich państwo) wam zabiorą”. Jedną z owych pułapek może stać się rozrzutnie adresowany program 500+. Zdarzają się przypadki, ich skali chyba jeszcze nikt nie zbadał, że owe pieniądze rodzice przeznaczają na kredyt hipoteczny. Chcą myśleć perspektywicznie i poprawić warunki życia swojej rodziny. To godne pochwały. Jednak… Właśnie, jeśli owe środki stanowią znaczący udział w ich dochodach, co się stanie jeśli budżet państwa nie uniesie realizacji kolejnych populistyczny obietnic? Co się stanie, gdy znikną możliwości spłaty hipoteki i komornik zapuka do drzwi owego spłacanego nadal domu? Co zrobi taka rodzina? Co zapewni jej w takiej sytuacji państwo? Tym bardziej, że „ciepłej wody w kranie” będzie przecież coraz mniej, szczególnie w związku z obniżeniem wieku emerytalnego i zapowiadanym obniżeniem podatków, ale także w związku z dewastacją porządku prawnego oraz beztroską w podejściu do ochrony klimatu, co musi odbić się negatywnie na gospodarce i gospodarczych relacjach z zagranicą.

Czy politycy opozycji zadali sobie jednak trud rozmowy na te trudne tematy w czasie bezpośrednich spotkań z obywatelami? Nie tylko ze swoimi wyborcami. Czy próbowali ich przekonywać do swoich racji? Nie w kampanii wyborczej i nie w TVN, ale dzień po dniu, od 26 października 2015 roku.

PiS odrabiało i odrabia tę lekcję od chwili utraty władzy w 2007 roku. Przez osiem lat także nie dysponowało przecież telewizją publiczną, ale było obecne w terenie, tworzyło kluby Gazety Polskiej, organizowało drużyny Strzelca, zdobywało poparcie hierarchii i proboszczów Kościoła. Korzystało z profesjonalnego doradztwa i pomocy w zakresie PR. Dobrze rozpoznało nastroje i potrzeby społeczne. Umiejętnie i cynicznie rozbudzało je i podsycało. Jego przekaz nie spotykał się jednak z właściwym odporem, ale przede wszystkim z atrakcyjną kontrpropozycją. Tak jest do dziś, z tym że dziś PiS dysponuje już wszystkim co jest niezbędne do tak uprawianej polityki. I jak widzimy, owa polityka odpowiada znacznej części społeczeństwa. Na ten problem zwracał przecież już dawno uwagę film Konrada Szołajskiego pt. „Dobra zmiana”. Czy wyciągnęliśmy z niego właściwe wnioski?

Przykładów podobnych do przedstawionego na tle opisanej rozmowy, można znaleźć z pewnością znaczenie więcej. Problem wynika z jakiejś atawistycznej i bezrefleksyjnej wiary znaczącej części naszego społeczeństwa w nieograniczone możliwości państwa i władzy. A przecież owa władza, co nie jest żadnym odkryciem, czerpie swoje możliwości tylko i wyłącznie z aktywności i podatków obywateli. Jak jednak dotrzeć z takim przekazem? W jaki sposób powinny to robić organizacje i ruchy obywatelskie, ale przede wszystkim, jak powinni to robić politycy opozycji i którzy politycy? Przecież większość z nich stanęła ochoczo do wyścigu na kolejne socjalne i populistyczne obietnice. Zastanówmy się więc czy z punktu widzenia opisanego wcześniej wyborcy – nie lepiej jest wybrać po raz drugi tego, który „ma” i już daje, niż tego, kto obiecuje, ale póki co nie ma i nie wiadomo czy da? A przecież… „państwo powinno zapewnić”.

Najwyższy już czas zejść z tej drogi i rozpocząć erę innej polityki – polityki odpowiedzialnej. To będzie długi i trudny proces. Tym bardziej, że społeczeństwo nie ufa politykom. Wymaga on niełatwych reform i związanego z nimi bardzo niepopularnego programu pt. „Państwo niczego nie zapewni, czego większość społeczeństwa nie wypracuje”. Jednak już nie we wcześniejszym jego wydaniu ”radźcie sobie sami”, albo „dajemy wam wędkę, a wy złapcie rybę”, gdyż nie każdy sobie sam poradzi i nie każdy ową rybę złapie. Takie wcześniejsze podejście spowodowało powstanie istotnych jak się okazało obszarów wykluczenia, które stanowią dzisiaj rezerwuar poparcia dla populistów i nacjonalistów. Bezwzględnie potrzeba więc w takim programie, jakże istotnego elementu wrażliwości społecznej i paradygmatu społecznego wymiaru rozwoju. Dla wspólnego dobra, naszej przyszłości i ograniczenia siły populizmu nie ma innej drogi!

Kiedy jednak taki program w Polsce powstanie i kiedy spotka się on ze społecznym zrozumieniem? Czy obecni dzisiaj na scenie politycznej liderzy są na tyle wiarygodni, żeby taki program przedstawić i uzyskać dla niego poparcie? Czy na taki program stać jakąś koalicję? Mam poważne wątpliwości, a wybory już za niecałe cztery miesiące. Czy czekają nas więc kolejne cztery lata cywilizacyjnego wstecznictwa i ciężka trauma podobna do tej greckiej?

Chciałbym wierzyć w mądrość Polaków, ale przychodzi mi to z coraz większym trudem. A może jednak się mylę i rację mają ci, którzy widzą wystarczające rozwiązanie w budowaniu takiej lub innej koalicji przeciw PiS?

Stowarzyszenie Europejska Demokracja – Nadzieja i Otwartość nie ingeruje w przekazywane do publikacji materiały. Nie dokonujemy ich skrótów, zmian ani korekty. Możemy to zrobić, ale tylko za zgodą lub na prośbę autora tekstu. Prosimy więc autorów o dbałość o treść, język i formę przekazywanych nam materiałów. W wymagających tego przypadkach zastrzegamy sobie jedynie prawo dodawania śródtytułów i jeśli pochodzą one od redakcji informujemy o tym czytelników. Nie zamieszczamy na naszej stronie materiałów niezgodnych z linią programową Stowarzyszenia określoną w jego Statucie. Nie publikujemy treści, w których stosowany jest język wykluczenia i mowa nienawiści, bez względu na to kogo one dotyczą, albo szerzone są ksenofobia i rasizm lub propagowany nacjonalizm, faszyzm bądź nazizm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *