Droga do samobójstwa

W sporze z instytucjami unijnymi nasi politycy najwyraźniej sądzą, że prowadzą niezwykle zręczną grę szantażu i nacisków, który zmusi przeciwnika do kapitulacji. W rzeczywistości prowadzą grę nieskuteczną, a wręcz samobójczą – dla Polski, a także prawdopodobnie dla siebie samych[1].

Gra na weto

List premiera Morawieckiego do liderów Unii, w którym sugeruje możliwość polskiego weta do unijnego budżetu, a także wcześniejszy o kilka tygodni wywiad Jarosława Kaczyńskiego, w którym otwarcie o wecie mówił, bez oglądania się na konsekwencje („nie damy się terroryzować pieniędzmi”) każą sądzić, że spór polskiego rządu z instytucjami europejskimi dotarł do poziomu, na którym mogą zapadać nieodwracalne decyzje. Większość krajów członkowskich oraz większość posłów do Parlamentu Europejskiego popiera rozwiązanie, w myśl którego kraj naruszający zasady praworządności – takie jak np. niezależność sądownictwa – musi się liczyć z możliwością ograniczenia dostępu do funduszy europejskich. Przeciwne są dwa kraje, wobec których toczy się właśnie procedura prawna dotycząca naruszenia zasad praworządności – Polska i Węgry. Oba kraje są oczywiście w mniejszości i nie są w stanie wygrać głosowania w tej sprawie. Mają jednak w zanadrzu broń atomową, czyli możliwość zawetowania całego, z trudem uzgodnionego budżetu Unii Europejskiej na 7 nadchodzących lat, a także zawetowania propozycji stworzenia wielkiego Funduszu Odbudowy gospodarki europejskiej po pandemii.

W przypadku budżetu, ewentualne weto nie spowodowałoby katastrofy, choć ogromnie utrudniłoby funkcjonowanie Unii. Przy braku perspektywy siedmioletniej, Unia musiałaby działać w trybie prowizorium budżetowego, nie dysponując budżetem całorocznym, ale mając prawo wydawać co miesiąc tylko taką sumę, jak w przeciętnie w roku poprzednim. Polska, będąca największym beneficjentem budżetu, byłyby też największą ofiarą swojego własnego weta. O ile bowiem prowizorium nie szkodziłoby bieżącym wydatkom, najprawdopodobniej w ogromnym stopniu sparaliżowałoby możliwość wykorzystania funduszy unijnych, wymagających wieloletniego planowania. A tylko z tego tytułu Polska ma otrzymać w ciągu 7 lat około 70 mld euro bezzwrotnej pomocy rozwojowej – co oznacza corocznie ponad 2% polskiego PKB i finansowanie większości naszych inwestycji publicznych. Straszenie przez Polskę wetem nie jest więc bardzo wiarygodne.

Nieco inaczej rzecz się ma z Funduszem Odbudowy. Fundusz ten ma sięgać 750 mld euro, w większości w formie bezzwrotnej. Polskie weto spowodowałoby oczywiście straty dla nas samych – szacuje się, że możemy otrzymać z Funduszu 60 mld euro dotacji i nisko oprocentowanych pożyczek, bardzo potrzebnych do rozruszania gospodarki po pandemii. Jednak brak zgody na uruchomienie Funduszu jeszcze silniej dotknąłby najciężej dotknięte przez kryzys kraje śródziemnomorskie, które mają z niego otrzymać więcej pieniędzy niż Polska. I to jest właśnie główny środek nacisku Polski i Węgier: będziecie naciskać na powiązanie funduszy z praworządnością, zawetujemy porozumienie i nie będzie też pieniędzy dla Włoch, Hiszpanii, Portugalii czy Grecji. Zachowanie niezbyt eleganckie, ale jako narzędzie brutalnych negocjacji dość skuteczne.

Najgorszy scenariusz

Niezbyt eleganckie, ale skuteczne? Niekoniecznie.

Oceniając efekty ewentualnego polsko-węgierskiego weta, zazwyczaj zwraca się uwagę na straty, które sami poniesiemy w wyniku zakłócenia dostępu do funduszy unijnych, na możliwość stworzenia Funduszu Odbudowy bez naszego udziału (w ramach tzw. wzmocnionej współpracy pozostałych 25 krajów) na radykalne osłabienie naszej pozycji i marginalizację w Unii (przyjaciół na pewno w ten sposób nie zdobędziemy). A tymczasem najgorszy scenariusz jest zupełnie inny.

Jeśli Polska i Węgry zablokują powstanie Funduszu Odbudowy, najprawdopodobniej fundusz taki zostanie powołany w ramach strefy euro. Dla krajów strefy miałoby to właściwie same korzyści. Po pierwsze, oznaczałoby to co najmniej 20% więcej środków dla krajów śródziemnomorskich. Po drugie, zmniejszyłoby opory polityczne związane z uruchomieniem Funduszu: poza grożącymi wetem Polską i Węgrami, odpadłaby też potrzeba zgody ze strony Szwecji i Danii (wraz z Austrią i Holandią tworzyły one „grupę skąpców”, sprzeciwiających się zwiększeniu części dotacyjnej Funduszu). Po trzecie, istniałaby zawsze możliwość otwarcia dostępu do Funduszu dla tych krajów Unii, które jednoznacznie deklarują dążenie do wprowadzenia euro, a więc Rumunii, Bułgarii i Chorwacji (ale nie dla jawnie sceptycznych Czech, Węgier i Polski). I wreszcie po czwarte, zaspokojone byłyby żądania silnej grupy krajów, pod wodzą Francji, domagającej się od lat ścisłej integracji w ramach strefy euro.

Wygląda więc na to, że Fundusz Odbudowy dla strefy euro mógłby być powołany bez problemów i w naprawdę ekspresowym tempie. A nasi politycy, pewni że mają w zanadrzu broń atomową, za pomocą której trzymają w szachu całą Unię, przekonaliby się że mają w ręce niewielką bombę domowej roboty, której wybuch wyrządziłby szkodę głównie nam samym.

Rachunek strat

Kto zyskałby na tym rozwiązaniu? Na krótką metę oczywiście hojniej wsparte w odbudowie kraje śródziemnomorskie. Straciłyby głównie Czechy, Węgry i Polska (dla bogatych i nieźle radzących sobie z pandemią Szwecji i Danii nie miałoby to większego znaczenia). Ale tak naprawdę, straty nie byłyby ograniczone do pieniędzy z Funduszu Odbudowy i funduszy unijnych.

Uruchomiony zostałby, naszymi własnymi rękami, proces marginalizacji Unii i jej budżetu, na rzecz wzrostu budżetu strefy euro. Część środków przewidzianych w siedmioletnim budżecie Unii dla Polski prawdopodobnie i tak by przepadła – albo z powodu opóźnienia w wykorzystaniu funduszy unijnych, gdyby utrzymywać nasze weto, albo w wyniku ograniczenia dostępu do środków ze względu na powiązanie ich z praworządnością. Jeszcze gorzej wyglądałaby perspektywa lat kolejnych, bo skala budżetu unijnego byłaby radykalnie zmniejszana na rzecz wzrostu budżetu strefy euro. W historii Unii byłby to punkt zwrotny: prawdziwą wspólnotę, integrującą się i korzystającą z coraz większego budżetu, stanowiłyby od tej pory tylko kraje strefy euro. Nie mielibyśmy wstępu do tej strefy, bo zarówno rządzący, jak większość Polaków jest niechętna wprowadzeniu wspólnej waluty, a drastyczne pogorszenie się stanu polskich finansów publicznych i możliwa utrata kontroli nad inflacją i tak może to uczynić na całe lata niemożliwym. Oczywiście nikt by nie zmuszał Polski do wyjścia z Unii, ani nie bylibyśmy w niej marginalizowani. Po prostu w krótkim czasie członkostwo w Unii straciłoby realne znaczenie, a rzeczywistą strefą integracji, przynoszącą naprawdę wielkie korzyści gospodarcze i finansowe, stałaby się niedostępna dla nas strefa euro.

Jeśli mimo nacisku ze strony wielu krajów do tej pory broniliśmy się przed takim, wyjątkowo czarnym scenariuszem, to dlatego że zdecydowanie sprzeciwiały mu się Niemcy. Polskie weto będzie oznaczać, że sami rozmontujemy barierę, która nas przed nim chroniła. Bez żadnego Polexitu (czy jak to nazwać), za to z katastrofalnymi, z roku na rok większymi stratami gospodarczymi.

Rządzący Polską politycy wydają się to ryzyko całkowicie lekceważyć, przekonani że Bruksela i tak musi skapitulować w sprawie budżetu, a ich elektorat z pewnością da się przekonać do twardej linii argumentem o „wstawaniu z kolan”. Najwyraźniej nie zdają sobie sprawy z tego, że oba te założenia są nieprawdziwe (więc ci, którzy im doradzają albo są niekompetentni, albo brak im odwagi by powiedzieć prawdę). Bruksela ma bardzo proste wyjście z sytuacji, w dodatku całkowicie naszym kosztem, a z zyskiem dla krajów strefy euro. A choć prawicowy elektorat może w znacznej części być daleki od euroentuzjazmu, to tylko zapiekle wroga Unii mniejszość z radością przyjęłaby informacje o tym, że nasz rząd właśnie dobrowolnie zrezygnował z dziesiątek miliardów euro pieniędzy dla Polski. Dla większości Polaków byłby to szok. I nawet TVP Info nie zdołałaby ich przekonać, że było warto.

***

Redakcja „Dziennika SEDNO”, którego wydawcą jest Stowarzyszenie Europejska Demokracja – Nadzieja i Otwartość stara się nie ingerować w przekazywane do publikacji materiały. W wyjątkowych przypadkach dokonujemy ich skrótów. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji i korekty, dodawania tytułu, śródtytułów i dokonywania podkreśleń. Prosimy uprzejmie autorów przekazywanych nam materiałów o dbałość o język i formę.

Nie zamieszczamy na naszej stronie materiałów niezgodnych z linią programową Stowarzyszenia określoną w jego Statucie. Nie publikujemy treści, w których stosowany jest język wykluczenia i mowa nienawiści bez względu na to, kogo one dotyczą. Nie publikujemy także materiałów, których celem jest szerzenie ksenofobii, homofobii, rasizmu albo propagowanie nacjonalizmu lub faszyzmu, w każdej ich formie.

Przypisy

Przypisy
1 Witold Maciej Orłowski, polski ekonomista, profesor nauk ekonomicznych, nauczyciel akademicki i publicysta. W latach 1991–1993 pracował w Biurze ds. Integracji Europejskiej Urzędu Rady Ministrów, w latach 1993–1997 w Banku Światowym, w latach 1997–2003 w Zakładzie Badań Statystyczno-Ekonomicznych Głównego Urzędu StatystycznegoPolskiej Akademii Nauk (kolejno jako zastępca dyrektora i dyrektor). W 1992 był jednym z założycieli Niezależnego Ośrodka Badań Ekonomicznych. Był członkiem Rady Makroekonomicznej, doradcą ekonomicznym wicepremiera Leszka Balcerowicza oraz doradcą głównego negocjatora członkostwa Polski w Unii Europejskiej Jana Kułakowskiego. W latach 2002–2005 pełnił funkcję szefa zespołu doradców ekonomicznych prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. W latach 2003–2016 był dyrektorem Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej. W 2006 został głównym doradcą ekonomicznym przedsiębiorstwa PricewaterhouseCoopers. Wchodził w skład Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Lechu Kaczyńskim, był też członkiem Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku. W 2011 Witold Orłowski został powołany na stanowisko specjalnego doradcy Komisji Europejskiej ds. budżetu. W 2015 został członkiem Narodowej Rady Rozwoju powołanej przez prezydenta Andrzeja Dudę. W 2016 objął stanowisko rektora Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *