SILNI, ZWARCI, GOTOWI

Nasz Wierny Czytelni i Komentator, tym razem stara się uspokoić nastroje i rozwiać nasze obawy o ewentualne zagrożenia wynikające z sytuacji za wschodnią granicą. Postarał się o to udowadniając, że nie oddamy nawet guzika. Czy ma rację i czy podzielamy jego entuzjazm?

 „Szanowny Panie Redaktorze,

Mam nadzieję, że jako specjalista od wojskowości, podzieli Pan mój entuzjazm. Niedoceniane od lat decyzje Prezesa i jego akolitów dopiero teraz, w obliczu rosyjskiego zagrożenia dla Ukrainy, a z pewnością także dla nas, stały się wreszcie zrozumiałe dla najtwardszych sceptyków. Przykłady? Proszę bardzo.

Zacznijmy od najprawdopodobniejszych kierunków natarcia.

Od strony Białorusi, gdzie Putin gromadzi właśnie swoje oddziały, nie mamy się czego obawiać, bo płot albo już tam stoi, albo prowadzone są końcowe prace. Nawet gdyby dało się go gdzieniegdzie przewrócić, drut kolczasty poprzecina opony opancerzonych wozów i będą się najeźdźcy mieli z pyszna!

Od strony Ukrainy, gdyby ta nie poradziła sobie z agresorami, wystawimy oddziały WOT. Nareszcie chłopaki będą mogły się sprawdzić w walce i pobawić w wojenkę. Gen. Kukuła powiedzie ich ku pewnemu zwycięstwu.

Od strony obwodu kaliningradzkiego, największym zagrożeniem są Iskandery, ale przeciwko nim wyślemy nasze skrzydlate Pegazusy. Wyiskają one (nomen omen) wszystkie rakiety, do ostatniej. Obawiałem się jeszcze ataku czołgów od strony Mierzei Wiślanej, ale zapomniałem, że nasi geniusze i o tym pomyśleli. Aż miło będzie patrzeć, jak rosyjskie czołgi topić się będą w Przekopie.

Potencjalnie słabym punktem naszej armii jest możliwe elektromagnetyczne zniszczenie przez wroga naszych systemów łączności. Ale i to zostało przewidziane. Makulatura wyprodukowana dzięki panu Sasinowi i drewno pozyskane dzięki dalekosiężnej polityce pana Szyszki posłużą do palenia ognisk. Przy pomocy ich światła i dymu, wzorem Indian, nasze jednostki będą mogły komunikować się w dzień i w nocy z dowództwem, niezależnie od knowań przeciwnika. To ci dopiero prawdziwa łączność bezprzewodowa, niezależna od jakiś tam satelitów i GPSów.

Pozostaje jedna, słabo broniona granica, ta z naszym drugim odwiecznym wrogiem, Niemcami. Nie możemy wykluczyć, że w obliczu klęski Putina do jakiej w związku z tym, co powiedziano wcześniej będzie musiało dojść na wschodzie, nasz zachodni sąsiad spróbuje pospieszyć mu z pomocą. Ale i o tym – od czego jest opatrzność – pomyślano. W najbliższych godzinach bizmesmen (słownictwo Suskiego) polityczny z Torunia, od czasu do czasu odgrywający rolę kapłana, ma zacząć prowadzić w Sejmie regularne modły o zaprzestanie niesłusznego grabienia narodowej kasy przez UE, pod pretekstem naliczanych z różnych mętnych powodów kar finansowych. Tak odblokowane, należne nam środki pozwolą uczynić i zachodnią granicę hermetyczną. Żadna armia europejska prowadzona przez niemieckich generałów, jej nie sforsuje. Ponadto, men Czarnek ograniczył godziny nauki rodzimego języka dla mniejszości niemieckiej. To nie małostkowa złośliwość, ale także część genialnego i misternego planu obronnego naczelnika Kaczyńskiego. Efektem tej śmiałej decyzji będzie pogorszenie komunikacji Berlina z jego piątą kolumną.

A słyszy się tu i ówdzie głosy defetystów, że nie jesteśmy przygotowani do wojny. Co za bzdury.

Którą to refleksją dzieląc się z Panem Redaktorem, serdecznie go pozdrawiam.

Podagryk”