NIE ZMIENIMY PARTII POLITYCZNYCH, JEŚLI NIE ZMIENIMY NASZEGO PODEJŚCIA

źródło: newsweek.pl

Po raz kolejny postanowiłem napisać kilka słów na temat naszego wspólnego obywatelskiego oporu wobec rzeczywistości kreowanej przez obecne władze. Czynię to w dniu szczególnym. W trzydziestą rocznicę wyborów 4 czerwca 1989 roku. Przecież wtedy wygrało właśnie społeczeństwo obywatelskie. Jeszcze słabe, niepewne jutra, ale wiedzione silnym pragnieniem swojej podmiotowości i wolności. Które poczuło, że przyszłość jest nareszcie zależna od jego decyzji. Wtedy się udało i dlatego wynik tamtych wyborów zobowiązuje nas wszystkich w sposób szczególny. Przede wszystkim jednak z uwagi na nasze wspólne dokonania tych ostatnich 30 lat, które dzisiaj są tak poważnie zagrożone i marnotrawione. Lubimy odwoływać się do rocznic, ale z trudem przychodzi nam wyciąganie z nich wniosków. Musimy to jak najszybciej zmienić, bowiem nie ma już czasu na przedłużające się dyskusje.

Od czterech lat zamieszczamy w mediach społecznościowych kolejne opinie, do czego zmierza Polska pod rządami partii władzy. Impulsem do ostatnich analiz stały się kolejne przegrane przez partie prodemokratyczne wybory. Refleksja pojawia się jednak jak zwykle po stronie środowisk obywatelskich, dziennikarzy i ekspertów. Po stronie przegranych partii, koalicji i ich zagorzałych zwolenników zapadła niepokojąca cisza. Chciałbym wierzyć, że być może przygotowują one swoje oceny i podzielą się nimi z wyborcami. Chciałbym wierzyć, że rozpoczną od przeprosić kierowanych do nas, ruchów obywatelskich, za swoje lenistwo, kolejne zaniechania, brak zdecydowania i programu. Przychodzi mi to jednak z trudem, gdy biorę pod uwagę ich dotychczasową bierność i wypieranie własnego, jakże istotnego udziału w sukcesach partii władzy. Nie będę przecież oryginalny, gdy powiem, że ostatnią kampanię wyborczą, prowadziliśmy my obywatele i kilku najbardziej aktywnych kandydatów, którzy jak słyszeliśmy to także z ich ust, zostali przez rodzime partie pozostawieni sami sobie.

Wyczerpana została dotychczasowa formuła

Nie mamy dzisiaj bezpośredniego wpływu na decyzje liderów poszczególnych partii. Jeśli jednak nie zaczniemy zmieniać naszego nastawienia do obecnej rzeczywistości, ale przede wszystkim nie podejmiemy zdecydowanych działań na rzecz naszej współpracy programowej, nie zmienimy podejścia partii do nas i nie przyczynimy się znacząco do zmiany ich nastawienia do walki politycznej o przyszłości Polski. Kiedy partie zorientowały się, że główne siły obywatelskie nie wychodzą poza uliczny protest, poczuły się uspokojone. Kiedy manifestacje i marsze zaczęły tracić już swoją liczebność i związaną z nią względną skuteczność, liderzy partii zaczęli stopniowo tracić zainteresowanie nami. Po prosu, nie stanowiliśmy już dla nich zagrożenia i wynikającego z niego czynnika mobilizującego. Jednak liderzy wielu ruchów obywatelskich nie mieli pomysłu, jak zmienić tę sytuację, a ci którzy go mieli, nie mieli do jego realizacji wystarczającej siły.

Uważam, że nadal nie jest za późno. Zacząć jednak musimy od siebie. Chcę dokonać syntetycznej oceny, do której, jak uważam być może nieskromnie, uprawnia mnie moja własna aktywność obywatelska. Także ta uliczna. Wiem, że niejeden z czytających ten tekst będzie miał do mnie pretensję. Wierzę jednak, że większa część z nas podzieli przedstawione opinie. Zdecydowałem się więc napisać wprost, bez nadmiernego znieczulenia, bo dzisiaj nie ma już na to czasu. Mam jednak nadzieję, że jest przed nami szansa i jestem głęboko przekonany, że jej wykorzystanie nadal zależy od nas. Zanim więc wydacie opinię, przeczytajcie proszę do końca.

Od czerech lat wielu z nas zgłaszało jedno oczekiwanie i zobowiązanie wobec partii opozycyjnych – „zjednoczcie się, a my was poprzemy”. Liderzy partii zrozumieli to bardzo wprost. Było im to wygodne, tym bardziej, że niewielu z nas mówiło – „pokażcie nam program”. Zrozumieli więc, że owo „zjednoczenie” wystarczy i uznali je za kawał dobrze wykonanej roboty. Zabrakło jednak owego programu, a także przekonania, zapału i powodowanej nim aktywności. Ponadto, właśnie w związku z brakiem wspólnego programu zabrakło również poczucia wspólnoty koalicyjnej, którą nadal wypierała aktywność propartyjna poszczególnych kandydatów. Być może kogoś krzywdzę, ale uczestnicząc w organizacji jednej z debat kandydatów do PE właśnie takie obserwacje poczyniłem.

Musimy mieć pełną świadomość, że nie zastąpimy partii politycznych. Chyba, że stworzymy własną – prawdziwie obywatelską platformę polityczną i staniemy do walki politycznej, czyli wystartujemy w wyborach. Dzisiaj jednak jest to raczej mało prawdopodobne. Powiedzmy więc to sobie głośno i wprost – nie uwierzymy sami i nie przekonamy innych do potrzeby i możliwości zwycięstwa wyborczego, jeśli takiej wiary i determinacji nie zobaczymy w działaniach partii opozycyjnych. Ich słowa i zapewnienia to już dzisiaj za mało. Ta przegrana albo je zmobilizuje, albo nasze obywatelskie wysiłki spełzną ponownie na niczym. Ponadto musimy pamiętać, że samo ewentualne zwycięstwo stanowi jedynie środek. Celem musi być realizacja programu restytucji demokracji i rozwoju.

Co dzisiaj powinniśmy i możemy zrobić?

Powinniśmy przede wszystkim zastanowić się poważnie nad rolą i kondycją społeczeństwa obywatelskiego. To oznacza także pogłębioną refleksję na temat kondycji naszych ruchów i organizacji obywatelskiego protestu. Musi ona zawierać ocenę ich jakości, liczebności, zdolności koalicyjnych i możliwości oddziaływania środowiskowego. Odpowiedzmy więc sobie na kilka pytań, które stawiamy przecież także partiom politycznym. Czy w ramach indywidualnej aktywności osiągniemy więcej, niż konsolidując nasze wysiłki? Czy możliwa i potrzebna jest nasza współpraca programowa? Czy dotychczasowe doświadczenia nie przekonują nas, że współpraca taka wymaga koordynacji? Przecież tego samego oczekiwaliśmy i nadal oczekujemy od partii opozycyjnych. Pisałem o tym już wiele razy. Pisał o tym Andrzej Kostarczyk. Pisał Bogusław Stanisławski. Pisało także wielu innych, którym troska o państwo i obywateli jest bliższa od partykularnych interesów. Mało, że pisaliśmy, część z nas wzięła aktywny udział w przygotowaniu KORD 2, uczestnicząc w pracach jego Grupy Programowej. Ciężka i owocna praca, oparta na wielu kompromisach, przyjęta w głosowanych uchwałach przez prawie pięciuset uczestników Kongresu, a także przez zgromadzone na sali autorytety społeczne, już następnego dnia została zaprzepaszczona. Została zaprzepaszczona kolejna, po jakże skutecznie zaprzepaszczonej już wcześniej idei KOD, szansa na podjęcie poważnej próby zjednoczenia na poziomie ogólnokrajowym ruchów i środowisk obywatelskich. Górę wzięły ponownie osobiste ambicje i licytowanie się, kto jest ważniejszy, kto więcej czasu spędził na ulicy. Tak, jakby to tylko „ulica” działała prodemokratycznie i to ona miała głos decydujący. Kto określił takie kryteria oceny i kto dał prawo do jej dokonania? Komu na tym zależało i dlaczego?

Słyszę, że ma zostać zorganizowany kolejny KORD. To będzie już czwarty odcinek tego serialu. Tym razem podobno z planowanym udziałem specjalnych gwiazd – przedstawicieli partii politycznych. Każdy dobry serial musi mieć dobrego scenarzystę, reżysera i stały zestaw podstawowych aktorów. Napiszę więc po raz kolejny bez znieczulenia. Jeżeli na sali pojawią się partie polityczne, będzie to świadczyć nie o ich obywatelskości i chęci współpracy, ale o ich desperacji. Natomiast organizatorzy tego spektaklu stworzą desperatom kolejne alibi w postaci nic nieznaczącej manifestacji „dialogu społecznego”. A propos scenariusza. Dopóki nie wyłonimy reprezentacji istotnej części społeczeństwa obywatelskiego dysponującego własnym programem korekty politycznej, to o czym ma być ta rozmowa z partiami, w jaki sposób będzie można artykułować obywatelskie żądania i co ważne w imieniu kogo? Partiom jest na rękę nasze bezprogramowe rozproszenia, nam nie. Czas to w końcu zrozumieć.

Dlatego uważam, że pierwszym krokiem na drodze do konsolidacji naszych wysiłków powinien być powrót do idei zwołania Konferencji Programowej Środowisk i Ruchów Obywatelskich. Bez ich dzielenia na uliczne i nieuliczne, bo nie ma to jak widać żadnego sensu. Koniecznie bez udziału polityków. Rozpocznijmy rozmowy wstępne. Zarzućmy wzajemne animozje i licytacje. Dla każdego środowiska i dla każdej formy aktywności obywatelskiej jest przecież miejsce. Działając osobno jesteśmy słabi i jeśli tego nie zmienimy słabymi pozostaniemy. Nie liczy się z nami przeciwnik polityczny, ale także partie opozycyjne. Musimy wyjść z naszej roli „honorowego dawcy krwi” roznoszącego ulotki i popierającego ułudę. Już czas na określenie naszych celów i środków służących ich realizacji. Jeśli chcemy być skuteczni musimy stworzyć także jakąś nieformalną, ale akceptowaną przez nas wszystkich strukturę koordynacyjno – organizacyjną. Dalsze unikanie strukturalizacji skonsolidowanego programowo środowiska obywatelskiego, uważam za infantylny błąd, a jego przeciwników za szkodzących naszej skuteczności. Jestem także zdania, że jeśli dojdzie do realizacji tego pomysłu, to dla czystości sytuacji i jasności intencji każda z naszych Koleżanek i każdy z naszych Kolegów należących do partii politycznych powinni nas o tym poinformować.

Nie zamykajmy się dalej we własnych bańkach informacyjnych

Musimy także otworzyć się wszyscy na inne środowiska. Nawet na te wydawałoby się nam odległe. Pisze o tym Bogusław Stanisławski, a ja po raz nie wiem już który zgadzam się z nim całkowicie. Niech punktem wyjścia do naszej wspólnej debaty o Polsce będą nasze dotychczasowe doświadczenia, nasza wiedza i nasze wizje przyszłości. Niech jedynym kryterium współdziałania będzie dla nas uznanie podstawowych wartości demokracji i troska o przyszłość Polski i jej obywateli. Przecież dzisiaj nie chodzi o walkę PO – PiS, ale o rzeczywistą przyszłość Polski, która się w owej walce gdzieś zagubiła. Zastanówmy się proszę nad opiniami, ostrzeżenia i apelami płynącymi z różnych środowisk, także kojarzonych z PiS. Warto zadać sobie trud i posłuchać opinii prof. Marcina Króla o końcu demokracji proceduralnej, ale także Pawła Musiałka z Klubu Jagiellońskiego – o końcu polskiej transformacji. Jego przesłanie można sparafrazować następująco – jeszcze nie rozwinęliśmy zaczętego dzieła, a już chcemy ze społeczeństwa homo faber, stać się społeczeństwem homo ludens. Takie opinie sprawiają, że stajemy się sobie bliscy w trosce o dobro wspólne – o naszą Ojczyznę, jej obywateli, ale także, a może przede wszystkim o przyszłe pokolenia.

Wspólne debaty i spotkania mogą tworzyć intelektualne lepiszcze, co może stać się ważną i możliwą do zrealizowania rolą ruchów i środowisk obywatelskich. Może to stanowić poważny wkład do dyskusji publicznej, a płynące z niej wnioski i propozycje mogą być elementem owej, oczekiwanej przez dużą cześć społeczeństwa, programowej korekty politycznej kierowanej do wszystkich partii politycznych. I nie zakładajmy proszę z góry, że to się nie uda. Póki co najbardziej zawiodło to, co zakładaliśmy, że się udać musi.

Nie powielajmy błędów partii politycznych. Nie dzielmy dalej Polaków

Zaprzestańmy bezpardonowej walki z elektoratem PiS. Nie nazywajmy go głupim, ciemnym i beznadziejnym. Nie redukujmy go do białych skarpetek, klapek i 500+. Musimy przecież zdawać sobie sprawę, że żyjemy we wspólnym państwie i nic na szczęście nie wskazuje, że to się zmieni. Przecież, parafrazując słowa Hoimara von Ditfurth – nikt z nas „nie spadł z nieba”. Ukształtowały nas warunki i nasze możliwości. Czasami nie do końca zależne od nas. Ów elektorat to przecież także efekt występowania w Polsce obszarów wykluczenia społecznego. W jego przypadku również edukacyjnego i ekonomicznego. Nie wszyscy to dostrzegaliśmy. Jak się jednak okazało kilometry autostrad, nowe chodniki i obiekty, nie były wystarczającym argumentem świadczącym o rozwoju społecznym i cywilizacyjnym. Mamy przecież prawo także do bardziej „przyziemnych” oczekiwań. Kolejnym rządom zabrakło jednak wrażliwości społecznej. I choć zgadzam się z opinią wyrażona przez Pawła Musiałka, że dzisiaj zamiast akumulować środki dla następnych pokoleń, PiS trwoni je ich kosztem, to przecież nie musiało się tak stać. Decydentom zabrakło jednak wyobraźni, ale także skromności i gotowości do dzielenia wysiłku i wyrzeczeń. Dalsze dzielenie społeczeństwa i przeciwstawianie tej jego części, która nadal znajduje się w trudnej sytuacji materialnej i cywilizacyjnej tej, która ma podobno znacznie lepiej, prowadzi nas do nieuchronnej katastrofy. Do katastrofy cywilizacyjnej prowadzi także atakowanie polskiej inteligencji – sędziów, lekarzy, nauczycieli. Pamiętamy kto pierwszy użył terminu „wykształciuchy”? Nie dostrzegliśmy w nim zapowiedzi, trwającej już od wielu lat „rabacji” przeciwko inteligencji i niszczenia autorytetów. Jeśli ten stan rzeczy będzie kontynuowany, musi skończyć się źle. Także dla tych, którzy tę „wojnę polsko-polską” rozpoczęli i teraz się nią politycznie żywią. I nie jest to tylko jedna strona naszej politycznej sceny.

Dziś widzimy już chyba wszyscy, że nie możemy liczyć tylko na partie polityczne. Są one skostniałe, zatwardziałe, bez pomysłu i okopane na swoich pozycjach. Już oskarżają się wzajemnie o porażkę i ponownie dzielą. Dzisiaj, to na społeczeństwie obywatelskim i jego liderach spoczywa główny wysiłek rozpoczęcia procesu zmiany. Przecież pomimo trudności widać wyraźnie ilu ludzi czynu – z zapałem, z pomysłami i wiedzą – ujawniły powstające spontanicznie ruchy obywatelskie. To w nich dostrzegam dziś, jeszcze nieujawnione do końca możliwości. Tego potencjału nie możemy zmarnować. Nie możemy także dopuścić, żebyśmy rozeszli się do domów. Co powiemy naszym dzieciom i wnukom, gdy za kilkanaście lat zapytają nas – Co robiliście dla naszej przyszłości?

Mam nadzieję, że te kilka skreślonych przeze mnie słów prawdy będzie miało jakiś pozytywny wpływ na nasze jutrzejsze decyzje. Kieruję je do wszystkich organizacji, ruchów i inicjatyw obywatelskich. Kieruję je także do siebie. Wszyscy jesteśmy bowiem odpowiedzialni za Polskę i jej przyszłość. Nie mamy już więcej czasu do zmarnowania.

Stowarzyszenie Europejska Demokracja – Nadzieja i Otwartość (SEDNO) nie ingeruje w przekazywane nam do publikacji teksty. Nie dokonujemy skrótów, zmian ani korekty. Możemy to zrobić, ale tylko za zgodą lub na prośbę autora tekstu. Prosimy więc autorów o dbałość o treść, język i formę przekazywanych nam materiałów. W wymagających tego przypadkach zastrzegamy sobie jedynie prawo dodawania śródtytułów i jeśli pochodzą one od redakcji informujemy o tym czytelników. Nie zamieszczamy na naszej stronie materiałów niezgodnych z linią programową Stowarzyszenia, a także takich, w których stosowany jest język wykluczenia i mowa nienawiści, bez względu na to, kogo one dotyczą, albo szerzone są ksenofobia i rasizm lub propagowany nacjonalizm, faszyzm bądź nazizm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *