PSL BUDUJE KOALICJĘ POLSKĄ

alexjones.pl

Koalicja Europejska nie przetrwała spektakularnej porażki w wyborach. Jak można się było spodziewać, otwarło to – dość na razie niemrawą – dyskusję, co poszło nie tak. Najszybciej i najbardziej zdecydowanie zareagował PSL. Kosiniak-Kamysz chce prawdopodobnie zastąpić Grzegorza Schetynę w roli lidera opozycji. Buduje nową koalicję opartą na jednoznacznie centrowo-prawicowych wartościach, a więc zbliżonych ideowo do elektoratu, który przejął PiS. Proponuje też, idąc drogą Kaczyńskiego, dorzucić Polakom trochę grosza z budżetowej kasy.

Ludowcy wyciągają z porażki taki oto wniosek, iż Koalicja Europejska była zbyt nachylona w lewo, co zniechęciło do niej wyborców o bardziej tradycyjnych poglądach. Posunięcie PSL-u można interpretować na dwa sposoby. Albo Kosiniak-Kamysz chce zapobiec rozszerzaniu formuły koalicyjnej o partie lewicowe, takie jak Wiosna, bądź pragnie zbudować zupełnie nową formację centroprawicową pod swoim przywództwem. Ten drugi wariant postawiłby Platformę Obywatelską i samego Grzegorza Schetynę w bardzo niekomfortowym położeniu. Jego partia musiałaby przyjąć w rodzinie rolę młodszego brata.

Racjonalne wydaje się przyjęcie założenia, że opozycja powinna iść do wyborów w dwu ideowych blokach – centroprawicowym i lewicowym. Gdyby cały „niepisowski” elektorat miał do wyboru tylko te dwie opcje, byłaby szansa i większej mobilizacji i zapobieżenia rozproszeniu głosów. A takie niebezpieczeństwo istnieje w przypadku forsowania jednej listy na siłę. Nie dość, że się to nie uda, ale wynikiem finalnym byłaby prawdopodobnie słaba „koalicja strachu” i start w wyborach kilku mniejszych komitetów wyborczych.

Jednak sensowny scenariusz dwu bloków, też nie jest w realizacji łatwy. Gra toczy się o to pod czyim sztandarem mają jednoczyć się koalicjanci. Mówiąc wprost – kto będzie rozdawał karty, kto weźmie asy, kto blotki? Wszystko toczy się niby w imię wyższych racji, ale wspólna lista nie gwarantuje satysfakcjonującej wszystkich dystrybucji profitów. Jedni dostaną więcej drudzy mniej, a niektórzy w ogóle mogą wypaść za burtę. Nie idzie zresztą tylko o interesy partyjnych aparatów. Porozumienie liderów, z trudem wynegocjowane w partyjnych gabinetach, musi ostatecznie zostać zaakceptowane przez wyborców. A ci mają z tym kłopot widząc na jednej liście nie zwartą drużynę, lecz zlepek polityków o rozbieżnych poglądach. Taka różnorodność jest smaczna w koktajlu tutti frutti, w polityce może wywoływać niestrawność.

Wracając do PSL-u. Co by o nich nie powiedzieć, na pewno wykazali się najlepszym refleksem. Pierwsi podnieśli sztandar i przejęli inicjatywę, ale czy mają wystarczający potencjał by samodzielnie zbudować nową koalicję, która stanie do walki z obozem dobrej zmiany? Jest to wątpliwe .Nie da się jednak wykluczyć, że ten ruch ludowców doprowadzi do poważnych wstrząsów w obrębie Platformy. Niezadowolonych z przywództwa Grzegorza Schetyny jest tam dostatecznie wielu. Prawdopodobnie na taki efekt liczy Kosiniak -Kamysz. Osłabienie kierownictwa PO, bardzo wzmocniłoby koalicyjną wagę ludowców i pozycję ich przywódcy.

Główny dylemat opozycji

Otwarte pozostaje pytanie, czy takie wewnątrzpartyjne przetasowania, podniosłyby w oczach wyborców atrakcyjność zrekonstruowanej w ten sposób formacji. Chociaż dość powszechnie przyjmuje się, że jednym z głównych powodów porażki Koalicji Europejskiej była jej słaba zdolność mobilizacyjna elektoratu, żaden z polityków opozycji nie ma pomysłu jak zmienić ten stan rzeczy. Nie ma go, przede wszystkim, główna siła opozycyjna Platforma Obywatelska, która nie pozbyła się nawyków z okresu kiedy była partią władzy, tak jakby nie przyjmując do wiadomości, że tej władzy od czterech lat już nie dzierży. Obserwując małą aktywność działaczy tego ugrupowanie, nie sposób pozbyć się wrażenia, że w ich sercach więcej zwątpienia, niż woli zwycięstwa. Niestety ruchy obywatelskie, które przez ostatnie lata prowadziły na ulicach nierówną walkę ze zjednoczoną prawicą, nie wymusiły na opozycji parlamentarnej zmiany stylu i filozofii działania. Nie były one zresztą – częściowo z własnej winy – traktowane przez polityków opozycyjnych partnersko. Można wskazać wiele tego przykładów. Jeden jest bardzo wymowny i w obecnej sytuacji wart przywołania. Mam na myśli, szczególnie lansowaną przez Obywateli RP, koncepcję prawyborów. Na gruncie polskim jest to idea dziewicza, choć w praktyce dojrzałych demokracji znana i stosowana od dawna. Jeśli przyjąć, że wielkim problemem partii opozycyjnych jest brak świeżych pomysłów na zdynamizowanie pracy struktur organizacyjnych, prawybory mogłyby stać się metodą wywołania nowej energii i podniesienia – z korzyścią dla politycznych ugrupowań – stopnia obywatelskiego zaangażowania. Niestety ta idea ma jedną zasadniczą wadę. Odbiera władzę z rąk partyjnych baronów i oddaje ją demokratycznej rywalizacji. Taka wizja przekracza horyzont myślowy naszej klasy politycznej. Dla niej jest to pomysł z kosmosu. Szkoda, ze dla większości mediów i publicystów również. Tymczasem bieg wydarzeń w Polsce nie wiedzie nas w kosmos. Destynacja ma bardzo przyziemny kierunek i wskazuje na Budapeszt. Przezorni powinni zacząć naukę języka węgierskiego. Ten trudny język może wkrótce stać się dla nas bardzo przydatny.

Stowarzyszenie Europejska Demokracja – Nadzieja i Otwartość (SEDNO) nie ingeruje w przekazywane nam do publikacji teksty. Nie dokonujemy skrótów, zmian ani korekty. Możemy to zrobić, ale tylko za zgodą lub na prośbę autora tekstu. Prosimy więc autorów o dbałość o treść, język i formę przekazywanych nam materiałów. W wymagających tego przypadkach zastrzegamy sobie jedynie prawo dodawania śródtytułów i jeśli pochodzą one od redakcji informujemy o tym czytelników. Nie zamieszczamy na naszej stronie materiałów niezgodnych z linią programową Stowarzyszenia, a także takich, w których stosowany jest język wykluczenia i mowa nienawiści, bez względu na to, kogo one dotyczą, albo szerzone są ksenofobia i rasizm lub propagowany nacjonalizm, faszyzm bądź nazizm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *