QUO VADIS POLONIA? POLSKA RACJA STANU, A ŚRODOWISKA OBYWATELSKIE.

gr.depositphotos.com

Od dwóch lat trwa permanentny proces destrukcji ustrojowych fundamentów państwa demokratycznego, z takim trudem budowanych od roku 1989. Niszczony jest system gwarantujący Polsce miejsce w rodzinie państw demokracji zachodniej, w tym w Unii Europejskiej i NATO.

Nie robi tego przeciwnik zewnętrzny. Czynią to demokratycznie wybrane władze. Ludzie związani podobno z dawną opozycją demokratyczną, a dzisiaj działający w sojuszu z dawnymi działaczami PRL, w tym także funkcjonariuszami jej aparatu ścigania i represji. To oni łamią polską Konstytucję.

Czy jednak nadal istnieje możliwość realnego i skutecznego oporu wobec tych zjawisk? Czy może, jak to mówił Stefan Kisielewski „zaczynamy się urządzać w czarnej dupie”? Niestety, chyba zaczynamy. Ostatnie dni są tego dobrym przykładem. W czasie, gdy likwidowany jest trójpodział władzy, monteskiuszowska podstawa demokracji i gdy niszczony jest system wyborczy, podobno niezależne media epatują nas nic nieznaczącą wyminą na „stanowisku premiera”. Czyżby autocenzura w obawie przed repolonizacją?

W tym samym czasie środowiska obywatelskie, rozproszone i bezskutecznie poszukujące platformy porozumienia i współpracy, organizują protesty pod Sejmem, pod Sądem Najwyższym, pod Pałacem „Prezydenckim”. Każde sobie i każde gdzie indziej, czasem na wyścigi. Bez spójnego przekazu, bez właściwego wykorzystania mediów, w tym społecznościowych, bez planu. Ludzie zaskakiwani są nagłą zmianą terminu zakończenia manifestacji i wracają do często odległych miejscowości, żeby już więcej nie wrócić. Społeczeństwo obywatelski zaczyna się od wzajemnego zrozumienia i szacunku, nie od sceny, kamery i mikrofonu.

Tyle diagnozy. Czy można to jednak zmienić? Można, ale trzeba mieć wizję nie tylko, przeciwko czemu i komu walczymy, ale co w zamian chcemy zaproponować naszym współobywatelom. My, środowiska obywatelskie musimy przyjąć na siebie odpowiedzialności za przyszłość Polski.

Nie pozostawiać jej tylko w rękach partii politycznych, nawet tych deklarujących swój opór wobec obecnej władzy. Musimy zrobić wszystko, żeby dokonać nowego otwarcia i przekonać do naszego programu jak najszersze społeczeństwo. W tym celu musimy mówić językiem zrozumiałym dla wszystkich. Nie tylko negując i krytykując, ale także oferując perspektywę przyszłości. Musimy więc stworzyć nasz obywatelski program polityczny i przekazać naszym współobywatelom informację:

  • czego chcemy – określić cele, bliższe i dalsze

  • jak zamierzamy to osiągnąć – określić niezbędne środki realizacji,

  • czego potrzebujemy – określić niezbędne zasoby i możliwości, w tym pokazać także ludzi, którzy poprowadzą te działania.

Nie może to być jednak program tylko tej czy innej organizacji. Musimy razem określić minimalną platformę programową, wokół której zjednoczy swoje działania jak największa liczba stowarzyszeń, inicjatyw i ruchów społecznych. Nie na zasadzie „umawianki”, ale na podstawie poważnego i podpisanego porozumienia politycznego. Musimy w nim także określić warunki koordynowania współpracy, najlepiej w oparciu o sprawdzony już w działaniach wielostronnych mechanizm okresowej prezydencji.

Nie piszę o tym bez przyczyny. W ostatnich tygodniach niektóre środowiska zaczęły na ten temat poważne rozmowy i pojawia się szansa na realizację tego zamierzenia. Pamiętajmy jednak i przypominajmy o tym stale. Jeśli nie my, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy? Jeśli nie tutaj, to gdzie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *