TUSKU, MUSISZ?!

newsweek.pl

Od redakcji

Przedstawiamy Państwu spojrzenie Andrzeja Kostarczyka na trwające od kilku lat rozważania na temat powrotu Donalda Tuska do polskiej polityki. Zgadzamy się z Autorem, że pytanie powinno brzmieć, nie czy ten powrót nastąpi, ale jak może on przebiegać. Dlatego zwracamy uwagę na rozważania dotyczące konsekwencji jego decyzji i jej wpływu na scenę polityczną w Polsce. Zarówno w jej sferze organizacyjnej, jak programowej.

TUSKU, MUSISZ?!

Donald Tusk pojawia się w Polsce w ostatnich latach niczym kometa Halleya. I tak jak ona, w jednych wzbudza przestrach, u drugich budzi nadzieję. W miarę jak zbliża się koniec kadencji Andrzeja Dudy, pierwszym pytaniem, które wita w kraju przewodniczącego Rady Europejskiej, jest pytanie, czy stanie do walki o prezydenturę w 2020 roku. Jest to, moim zdaniem, pytanie retoryczne. Donald Tusk weźmie bez wątpienia udział w wyborach prezydenckich. Jest ku temu wiele powodów. Niektóre wynikają z jego politycznej biografii, inne wiążą się z kondycją opozycji w kraju. Są wreszcie i takie – w tym miejscu sceptycy wzruszą ramionami – które wydaje się wręcz suflować historyczna nieuchronność.

Bardzo rzadko zdarza się, aby polityk w kwiecie wieku i z takim jak Donald Tusk potencjałem i ambicją odchodził na emeryturę. Ten przypadek zdarzył się wprawdzie Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, ale ten odszedł z polityki jako zwycięzca dwóch kadencji w poczuciu wypełnienia historycznej misji – wprowadzenia lewicy postpezetpeerowskiej na salony polityczne III RP. Tusk nie ma na swoim koncie podobnego osiągnięcia. Nie jest równie spełnionym politykiem. W jego długim paśmie błyskotliwych sukcesów jest też fragment, który nie świeci bezdyskusyjnie jasnym blaskiem. To okoliczności oddania steru rządów w ręce Ewy Kopacz i opuszczenie Polski. Dla popleczników PiS-u był to oczywisty objaw tchórzostwa i ucieczka od odpowiedzialności. Ale również zwolennicy Tuska mają z interpretacją tego epizodu pewien kłopot. Jestem przekonany, że Donald Tusk ma tego świadomość. Ranga urzędu, jaki objął w Radzie Europejskiej mogła być argumentem na rzecz decyzji, jaką podjął w 2014 roku, natomiast uchylenie się od starcia z kandydatem PiS-u w 2020 roku byłoby nie do obrony. Dla opinii publicznej byłoby to tym bardziej niezrozumiałe, iż nie musi specjalnie zabiegać o poparcie całego antypisowskiego obozu. Przeciwnie, jest dla niego kimś w rodzaju – przepraszam za polityczną niepoprawność – „ostatniej nadziei białych”. Niespecjalnie to dziwi. Niepisowskie spektrum polityczne, gdy szukać w nim osobowości i wybitnych postaci, przypomina Pustynię Błędowską. Stara gwardia się wykruszyła, bądź znużyła. Nowa zaczyna dopiero dojrzewać. Na tym tle Tusk wysoko góruje. Jest jedynym tak znaczącym w Europie polskim politykiem. Gdyby nie wrócił na krajową scenę polityczną, poddałby w wątpliwość cały swój pokaźny dorobek polityczny, nie mówiąc o tym, że oddałby niebywałą przysługę Jarosławowi Kaczyńskiemu.

W oczekiwaniu na ostatni akt

Długoletnia rywalizacja obu tych panów to niemal kanwa szekspirowskiego dramatu, choć toczy się w scenerii mało przypominającej teatr elżbietański. Ale i tu jest wojna dwu obozów, zawiść, uzurpacja, zdrada, wina i zbrodnia. Jest też trudność, jak u Szekspira, z kwalifikacją gatunku – widzowie nie zawsze są pewni, czy oglądają dramat czy komedię. Jakąkolwiek by jednak konwencję przyjęli, nie wybaczyliby antagonistom, gdyby w tej sztuce zabrakło ostatniego aktu. A ten jest jeszcze do napisania i to zupełnie niezależnie od ich woli. Można by wręcz powiedzieć, abstrahując od aktualnych rachub politycznych, iż jest to żądanie samej Nemezis. Zarówno polityka, jak i logika procesu historycznego, wydają się domagać tego starcia, choć trzeba uczciwie przypomnieć, że zdarzały nam się w dziejach takie nierozliczone w walce wręcz porachunki. Dmowski nie zmierzył się w wyborczej rywalizacji o władzę z Piłsudskim. Potem, jak wiadomo, przez lata rządziły Polską ich trumny.

Sądzę więc, że Tusk nie ma wyboru. Jest jak gracz, którego historia zmusza do wykonania tego ruchu. Może się zresztą uważać za jej faworyta. Dostaje same dobre karty. Trzeba bowiem zauważyć, że rzucając rękawicę Kaczyńskiemu, stawia go w bardzo niekomfortowej sytuacji. Honor nakazywałby, aby na udeptaną ziemię wstąpili obaj przeciwnicy in persona. Wystawienie Tuskowi prokurenta w osobie Andrzeja Dudy narazi Kaczyńskiego na podobne szyderstwa, jakimi jego akolici okładali ówczesnego lidera PO zarzucając mu rejteradę do Brukseli. Zdaję sobie sprawę, że honor jest kategorią, która raczej nie rozstrzyga o polityce na Nowogrodzkiej. Niemniej jednak komórki działaczy PiS-u będą się musiały mocno grzać od sms-ów z instrukcją, jak wyjaśnić, łatwy do przewidzenia, unik prezesa. Prezes do tego pojedynku oczywiście nie stanie, co TVP przedstawi z właściwym Jackowi Kurskiemu wdziękiem, jako genialne posuniecie najwybitniejszego męża stanu epoki. Przez szeregi zwolenników „dobrej zmiany” wszakże przemknie lekki niepokój, a co najważniejsze, Tusk zyska psychologiczną przewagę na samym otwarciu. Ta przewaga jest ważna, bo zmagania o prezydenturę, zanim zmaterializują się w przestrzeni realnej, odbędą się w narodowym imaginarium. W tym spektaklu wiele mówi się o imponderabiliach, ale o rząd dusz walczą gesty, miny i pozy. Polacy to uwielbiają. Chłodna ironia Tuska niezmiennie wyprowadza Jarosława Kaczyńskiego z równowagi. Szkoda, że nie zobaczymy tego w telewizyjnym studiu.

Starcie Tuska z Dudą będzie miało inną temperaturę i dramaturgię. Sądzę zresztą, że dramaturgii będzie w nim stosunkowo niewiele. Tusk będzie prowadził w dalszym ciągu walkę rzeczywistą z Kaczyńskim, dając nieobraźliwie, ale boleśnie do zrozumienia Dudzie, że w tej grze jest tylko figurą zastępczą. O wyniku zadecyduje w większym stopniu układ sił, jaki powstanie po wyborach parlamentarnych, niż umiejętności polemiczne rywali.

Master plan

Od pytania, czy były premier stanie do wyborów w 2020 roku, bardziej interesujące jest pytanie o master plan tej operacji. Jest to duże wyzwanie dla sztabu zdolnych spin doktorów, a przede wszystkim dla samego pretendenta. Dziś można przedstawić jedynie listę problemów, z którymi będą się oni musieli zmierzyć.

Główną niewiadomą scenariusza, jest wynik wyborów europejskich, a zwłaszcza krajowych. Ponieważ jest on trudny do przewidzenia, scenariusz musi mieć charakter wariantowy. Porażka Koalicji Europejskiej daje Tuskowi władzę absolutną nad opozycją. Jeśli Koalicja zwycięży, nie wyrośnie mu konkurent, ale będzie musiał bardziej liczyć się z interesami poszczególnych partii i ich liderów. Trudność w planowaniu powrotu na polską scenę polityczną polega na tym, że musi on przygotowywać się jednocześnie na oba te warianty, a każdy z nich oddzielnie wymaga różnego stopnia bezpośredniego zaangażowania, wyboru innych kluczowych partnerów i nieco innej modulacji zewnętrznego przekazu. Tusk potrafi dobrze poruszać się w tych wszystkich płaszczyznach. Środki, jakimi skutecznie posługiwał się do tej pory, aby osiągnąć cel, są znane, więc można pokusić się o sformułowanie kilku przewidywań.

Nie trzeba wielkiej przenikliwości, aby przyjąć, iż Tusk zrobi wszystko, aby nie wracać do Polski w roli byłego lidera przegranej formacji. PO, choć nadal główna siła opozycji, nie odrobiła strat po porażce w 2015 roku. Pozostaje dość łatwym przeciwnikiem dla zjednoczonej prawicy, która z upodobaniem wypomina jej prawdziwe lub imputowane grzechy. Pod zbyt wysoko powiewającym sztandarem Platformy Tuskowi trudniej byłoby odnieść zwycięstwo. Będzie więc raczej unikał nadmiernej ekspozycji jej emblematów, stawiając na zwarty pluralistyczny front przeciwników PiS‑u.

Konsolidacja koalicji bardzo ułatwiłaby mu przeprowadzenie planu powrotu. Ma do odegrania w tym procesie poważną rolę, ze względu na naturalne predyspozycje i atut, jakim jest jego bezkonkurencyjna pozycja w gronie potencjalnych kandydatów do prezydentury. Konsolidacja nie jest jednak łatwym przedsięwzięciem. A jest z pewnością czasochłonna i wymaga dużej aktywności zakulisowej. W Koalicji Europejskiej panują dwa rodzaje napięć: wewnątrz poszczególnych ugrupowań – o miejsce w hierarchii, i między tymi ugrupowaniami – o parytety. Wielu zawarte kompromisy nie usatysfakcjonowały. Wyniki wyborów pewnie pogłębią frustrację. Niezadowoleni skierują wtedy swoje spojrzenie na Tuska. Czy będzie mógł się uchylić od powinności mediatora i superarbitra?

Nie jest to jedyny problem wymagający jego zaangażowania. Wiosna Biedronia konkuruje z Koalicją Europejską i idzie do wyborów z własną agendą. Na stratę tego elektoratu Tusk nie może sobie pozwolić. Z pewnością wróci do swojej ulubionej taktyki – gry skrzydłami. Budowanie szerokiego frontu, a nie jednolitej formacji, te działania ułatwia. Nie jest to jednak zajęcie bezstresowe, o czym świadczy support Leszka Jażdżewskiego. Spotkał się on z życzliwym przyjęciem antyklerykalnej publiczności, lecz wywołał niemałą konsternację w PSL-u i Platformie.

Kolejny krajowy występ Tuska zapewne odbędzie się w towarzystwie nie budzącym tak skrajnych emocji. Organizowane przez samorządowców obchody rocznicowe wyborów 4 czerwca byłyby ku temu dobrą okazją. Samorządowcy, zwłaszcza z dużych miast, to oczywisty dla niego sprzymierzeniec. Mają ten walor, że poszerzają bazę poparcia o bardzo pożądany komponent ponadpartyjny. Ściślej mówiąc – niezależny bezpośrednio od kierownictwa poszczególnych partii. Jakiś czas temu rozeszły się w Polsce pogłoski, że Tusk nosi się z zamiarem stworzenia ogólnopolskiego ruchu europejskich demokratów. Samorządowcy mieliby stanowić istotny jego element. Tym pomysłem szczególnie zainteresowani byli dysydenci spod rożnych partyjnych barw, którzy liczyli na to, że taki ruch zatopiłby partyjne establishmenty. Kilka miesięcy temu były to mrzonki. Ostatnią rzeczą, która przychodziła do głowy przewodniczącemu Rady Europejskiej, było skrócenie kadencji, skonfliktowanie się z przywódcami partii i podjęcie mitręgi tworzenia takiego ruchu.

A jednak uważam, że ten temat może wrócić każąc mu rozważać opcje, które wolałby od siebie odsunąć. Stałoby się tak w przypadku bezdyskusyjnej porażki Koalicji Europejskiej w majowych wyborach. Wybory europejskie zawsze bardziej mobilizują elektorat wielkomiejski, dlatego taki wynik stanowiłby fatalną prognozę odnośnie wyborów krajowych. Jeśli instynkt samozachowawczy tli się jeszcze w partiach opozycyjnych, musiałoby to wywołać tam wstrząsy tektoniczne. Liderzy przegranych formacji, poza dymisją, nie mieliby wiele do zaoferowania. Tusk znalazłby się pod wielkim naciskiem, aby przyjąć rolę faktycznego przywódcy opozycji, który poprowadzi ją do wyborów jesiennych. Nie wiemy, jak zareaguje na tę hipotetyczną sytuację, więc snucie dalszych scenariuszy nie ma wielkiego sensu. Lepiej uzbroić się na kilka dni w cierpliwość. Być może los oszczędzi Tuskowi dramatycznych decyzji. W końcu jest ulubieńcem fortuny.

Koncentrowanie uwagi na dramaturgii konfrontacji Donalda Tuska z Jarosławem Kaczyńskim i jej sytuacyjnych wariantach, nie powinno wszakże przesłaniać stawki, o jaką toczy się bój. Idzie nie tyle o zmagania gladiatorów, co o istotę wyboru, który stoi dziś przed Polkami i Polakami. To wybór miejsca, jakie zajmie Polska wśród narodów świata i jak zaznaczy się w jego historii.

Stowarzyszenie Europejska Demokracja – Nadzieja i Otwartość (SEDNO) nie ingeruje w przekazywane nam do publikacji teksty. Nie dokonujemy skrótów, zmian ani korekty. Możemy to zrobić, ale tylko za zgodą lub na prośbę autora tekstu. Prosimy więc autorów o dbałość o treść, język i formę przekazywanych nam materiałów. W wymagających tego przypadkach zastrzegamy sobie jedynie prawo dodawania śródtytułów i jeśli pochodzą one od redakcji informujemy o tym czytelników. Nie zamieszczamy na naszej stronie materiałów niezgodnych z linią programową Stowarzyszenia, a także takich, w których stosowany jest język wykluczenia i mowa nienawiści, bez względu na to, kogo one dotyczą, albo szerzone są ksenofobia i rasizm lub propagowany nacjonalizm, faszyzm bądź nazizm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *