BEZPIECZEŃSTWO POLSKI WEDŁUG PIS. WASZYNGTON ALBO BRUKSELA CZY WASZYNGTON I BRUKSELA?

wyborcza.pl

NATO a wspólnota europejska

W retoryce politycznej Prawa i Sprawiedliwości,szczególnie wyborczej, niezmiennie pojawia się zapewnienie, że Polska swoje bezpieczeństwo militarne powinna budować w oparciu o NATO. Nikt poważnie traktujący problem temu nie zaprzecza, jednak podkreślanie tego faktu przez PiS, szczególnie w kontekście projektu Unii Europejskiej, znanego jako stała strukturalna współpraca w dziedzinie bezpieczeństwa (PESCO), ma tworzyć wrażenie, że opozycja przywiązuje mniejszą wagę do miejsca Polski w Sojuszu Północnoatlantyckim i relacji transatlantyckich.

Tak oczywiście nie jest i wszyscy dobrze rozumieją, że NATO powinno odgrywać istotną rolę budowaniu bezpieczeństwa Polski i obszaru euroatlantyckiego,. Także z uwagi na obecność w Sojuszu Stanów Zjednoczonych. Jednak NATO to nie tylko one. Zakończona właśnie wizyta prezydenta Dudy w USA potwierdziła, że oba kraje będą starały się ją wykorzystać przede wszystkim na potrzeby polityki wewnętrznej. Nie podjęto w jej trakcie żadnych decyzji, istotnych z punktu widzenia interesu bezpieczeństwa Polski. Z obu stron, polskiej i amerykańskiej, padło dużo oderwanych od rzeczywistości słów i zapewnień. Kuriozalna wypowiedź ministra Błaszczaka, który porównał podpisane porozumienie Trump – Duda do wejścia Polski do NATO oraz prezydenta Dudy, że w Polsce demokracja ma się dobrze, są tego najlepszym przykładem.

Pamiętać musimy jednak, że NATO to w przeważającej części państwa europejskie. Dopóki więc relacje transatlantyckie ulegają wyraźnemu rozluźnieniu, nie możemy tego faktu ignorować, a tym bardziej mu przeczyć. Jeśli politycy PiS rzeczywiście poważnie traktują bezpieczeństwo naszego kraju i jego obywateli, powinni wraz z naszymi europejskimi sojusznikami w NATO, a także ramach współpracy obronnej w ramach UE, być przygotowani na każdą ewentualność. To, podobnie jak nasze wejście do NATO i UE, powinno być kwestią ponadpartyjną. Gdyby Polska miała dobre stosunki w ramach Unii Europejskiej, to nasze silne relacje z USA mogłyby być naszym atutem i stanowić istotny element w dyplomacji na linii Bruksela – Waszyngton. W obecnej jednak sytuacji jesteśmy traktowani przez główne państwa UE, jako koń trojański Waszyngtonu w Europie, a przez Waszyngton traktowani instrumentalnie w trudnych relacjach Trumpa z Brukselą, ale także z głównymi europejskimi państwami NATO. To nie służy ani naszej pozycji w polityce europejskiej, ani naszym relacjom transatlantyckim. Dlatego, polscy politycy wszystkich opcji powinni przypomnieć sobie nieco historii oraz dokonać analizy i bilansu potencjalnych zysków i strat.

Europejskie poszukiwania środków zapewniania własnego bezpieczeństwa nie są czymś nowym. Nie wynikają one jednak z potrzeby czy chęci tworzenia alternatywy dla gwarancji zapewnianych przez obecność Stanów Zjednoczonych. Podkreślanie więc przez PiS, że dla niego partnerem strategicznym zawsze pozostanie USA, także jest obliczone na osiągnięcie wewnętrznego propagandowego efektu. Żadna z sił politycznych w Polsce, ale także żadne poważne środowisko obywatelskie nie negują roli USA w architekturze bezpieczeństwa europejskiego, euroatlantyckiego i światowego.

Trzeba jednak w tej dyskusji przypomnieć lub pokazać, jaką rolę w tworzeniu podstaw owego bezpieczeństwa odgrywały po drugiej wojnie światowej państwa europejskie, także w kontekście tworzenia NATO. Przecież to one poniosły najdotkliwsze konsekwencje działań wojennych. Dzisiaj jednak większość obywateli Polski, Europy, ale także Stanów Zjednoczonych sądzi, że NATO zostało powołane do istnienia jedynie z inicjatywy USA. Nazwa Traktatu Północnoatlantyckiego, znanego jako Traktat Waszyngtoński, jeszcze wzmacnia takie skojarzenie. Mylne opinie w tej sprawie pojawiają się nawet w wypowiedziach uznanych komentatorów politycznych. Wymaga to więc pewnych wyjaśnień i sprostowań.

Europa musi dbać o własne bezpieczeństwo

W Europie powojennej, prawie natychmiast po zakończeniu działań wojennych, poszukiwano rozwiązań, które zapewniałyby bezpieczeństwo kontynentu. Pojawiły się przecież nowe zagrożenia związane z formowaniem bloku państw komunistycznych będących satelitami ZSRR. Europa nie była wówczas także wolna od obaw o możliwość odrodzenia się niemieckiego militaryzmu. W tym właśnie kontekście pojawiła się inicjatywa pięciu państw europejskich: Belgii, Francji, Holandii, Luksemburga i Wielkiej Brytanii, które w marcu 1948 roku podpisały Traktat o Współpracy Ekonomicznej, Społecznej i Kulturalnej oraz Wspólnej Samoobronie[1]. Traktat ów, od miejsca swojego podpisania znany jest jako Traktat Brukselski. Do Traktatu zaproszono Stany Zjednoczone, ale te nie mogły zaproszenia przyjąć, gdyż obowiązujące wówczas w USA prawo uniemożliwiało im w czasie pokoju udział w sojuszach o charakterze militarnym.

USA rozumiały jednak, że bez szerokiej współpracy w czasie pokoju, także bez współpracy wojskowej, zapewnienie bezpieczeństwa nie będzie możliwe. Prawne przeszkody zostały usunięte w czerwcu 1948 roku, kiedy to 80. Kongres przyjął Rezolucję nr 239, znaną jako Rezolucja Vandenberga[2], która otworzyła drogę do takiej właśnie współpracy. Jednak zgodnie z niepisaną zasadą, że mocarstwa nie wchodzą do sojuszy, ale je tworzą, Waszyngton zaproponował sygnatariuszom Traktatu Brukselskiego podpisanie Traktatu Północnoatlantyckiego[3]. Do podpisania Traktatu zaproszono także Danię, Islandię, Kanadę, Norwegię, Portugalię oraz Włochy i tak, w kwietniu 1949 roku powstała Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego – NATO.

Jak widać, do utworzenia Sojuszu walnie przyczyniły się państwa europejskie, których zabiegi polityczne doprowadziły Stany Zjednoczone do porzucenia swej tradycji izolacjonizmu czasu pokoju. To przecież państwa Europy Zachodniej były wówczas najbardziej narażone na kolejne konflikty na kontynencie, gdyż to one znajdowały się w bezpośrednim sąsiedztwie rodzącego się Bloku Wschodniego, im także potencjalnie najbardziej zagrażała nadal niepewna sytuacja w pokonanych Niemczech.

Wyjaśnienie przyczyn powstania NATO lapidarnie przedstawił pierwszy Sekretarz Generalny NATO lord Hastings Ismay. Będąc jeszcze doradcą ds. bezpieczeństwa premiera Winstona Churchilla, powiedział on: „NATO powstała po to, żeby trzymać Amerykanów wewnątrz, Rosjan z daleka, a Niemców w ryzach” (to keep Americans in, Russians out and Germans down)[4]. Wypowiedź ta potwierdza, że to europejskie państwa Sojuszu zabiegały o obecność wojskową USA w Europie i tak jest przecież do dziś.

Warunki się zmieniają. NATO albo UE czy NATO i UE?

Dzisiaj jednak mamy do czynienia z obawami o przyszłość i pozycję USA w Sojuszu, wynikającymi z wypowiedzi prezydenta Trumpa i jego otoczenia. Obawy te dotyczą także przyszłości NATO. Z drugiej strony mamy w Europie problem związany z agresywną polityką Federacji Rosyjskiej, która po rozpadzie ZSRR nie pogodziła się z utratą swoich stref wpływu i od wczesnych lat 90. XX w. podnosi kwestie redefinicji swojego miejsca i roli w Europie i świecie. Neoimperialne ambicje Moskwy mogą być równoważone jedynie przez NATO i Unię Europejską. Kreml zdaje sobie z tego sprawę i wie, że silna i integrująca się Unia Europejska stanowi dla FR realną konkurencję i przeszkodę dla prowadzonej przez nią neorealistycznej polityki bezpieczeństwa . Dlatego wzmacnia w państwach Unii środowiska oraz partie nacjonalistyczne i populistyczne, o czym dobitnie świadczą informacje opublikowane ostatnio przeze media niemieckie, a dotyczące Austrii.

Państwa europejskie, stanowiące zdecydowaną większość w NATO,nie mogą być wobec tej sytuacji obojętne. Europa nie może przecież opierać się jedynie na gwarancjach USA, szczególnie w przedstawionej sytuacji. UE musi prowadzić własne projekty, także w ramach integracji obronnej. Nie jest to zresztą niczym nowym. Przecież wspólnota europejska zawsze utrzymywała struktury związane ze swoim bezpieczeństwem, czego przykład stanowi, powołana w 1954 roku aneksem do Traktatu Brukselskiego,Unia Zachodnioeuropejska. Od dawna także starała się o stworzenie własnej tożsamości obronnej w ramach NATO, czego przykładem może być idea Europejskiej Tożsamości Obronnej (ESDI)[5] realizowana w drugiej połowie lat 90. XX w. ramach Sojuszu. Te starania zostały wzmocnione pod koniec lat 90. XX w., gdy pojawiła się możliwość ich ujednolicenia w ramach UE wraz z powstaniem jej trzeciego filara – Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa. Nieprzypadkowo przecież jej pierwszym przewodniczącym został w 1999 roku Javier Solana, natychmiast po zakończeniu swojej funkcji Sekretarza Generalnego NATO. Wspólna Polityka Zagraniczna i Bezpieczeństwa jest stale rozwijana. Od 2016 roku, w obszarze obrony jest realizowana w ramach Planu Działań na rzecz Europejskiej Obrony oraz Europejskiego Funduszu Obronnego. W 2017 roku został przyjęty projekt stałej strukturalnej współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa (PESCO)[6]. Obecny rząd PiS nie jest jednak zainteresowany zaangażowaniem Polski w ów projekt, choć dzieje się to ze szkodą dla naszego bezpieczeństwa, w tym dla możliwości pozyskiwania nowych technologii przez zapóźniony państwowy przemysł obronny.

Nie negując więc roli NATO, jako sojuszu polityczno-wojskowego i jego znaczenia dla bezpieczeństwa, spróbujmy pokazać czym różni się on od inicjatyw wewnątrzeuropejskich. W ramach NATO każdy kraj sam wzmacnia własne możliwości obronne, zwiększając wydatki obronne i ewentualnie korzystając ze współpracy z pozostałymi państwami Sojuszu. Sojusz pomaga co prawda w rozbudowie i modernizacji infrastruktury obronnej państw członkowskich w ramach programu inwestycji bezpieczeństwa (NSIP)[7], jednak głównie w celu zwiększenia jej zdolności do wykorzystania przez siły NATO. PESCO jest czymś innym. UE chce tworzyć silne podstawy szerszej współpracy obronnej, głównie w sferze pozamilitarnej lub okołomilitarnej, dlatego projekt ten jest szansą na wyrównywanie możliwości obronnych państw Unii, w tym na równoważenie możliwości ich przemysłów obronnych.Program ten może być więc korzystny dla niewydolnego i zapóźnionego technologicznie polskiego sektora obronnego. Ponadto nie stanowi on alternatywy dla NATO, ale powinien być traktowany jako komplementarny wobec założeń obronnych Sojuszu.

Dążenia europejskie do zwiększania własnych możliwości obronnych nie są więc niczym nowym. Ba, zawsze były one wspierane przez USA, które postrzegały je jako okazję do ograniczania własnego wkładu finansowego i uwolnienia środków na cele wewnętrzne.

Należy przy tym zaznaczyć, że obecne Europejskie działania podejmowane są w nowych realiach i zmieniającym się szybko kontekście.. Rząd zjednoczonej prawicy nie dostrzega ich lub nie rozumie znaczenia zachodzących zjawisk. PiS wyraźnie ignoruje mega-trendy we współczesnym świecie – globalizację, rewolucję informatyczną, coraz szybszy postęp w dziedzinie technologii, problemy demograficzne i ekologiczne, ale także powstawanie nowych mocarstw i coraz trudniejsze międzynarodowe relacje gospodarcze. Nie dostrzega również albo nie rozumie powodowanych nimi zmian charakteru zagrożeń dla bezpieczeństwa, w tym ich asymetryczności i możliwości prowadzenia walki hybrydowej.

PiS i część konserwatywno-prawicowych środowisk mają tylko jedną odpowiedź na nowe wyzwania – dążenie do wzmacniania militarnych narzędzi bezpieczeństwa, przyjmując tym sposobem za własną neorealistyczną wizję tej problematyki, prezentowaną przede wszystkim przez Federację Rosyjską i Białoruś. We współczesnym świecie jednak, pole walki jest coraz mniej tradycyjne. Coraz częściej zakładane cele osiąga się nie przy użyciu karabinu i rakiety, ale klawiatury komputera i dotykowego ekranu smartfona. Społeczeństwo sieciowe i powszechny dostęp do informacji, zmieniły reguły gry. Coraz częściej mamy do czynienia z sytuacjami, w których nie wygrywa ten, kto tworzy arsenały, ale ten kto rozumie zasady wojny informacyjnej i buduje zwarte oddziały hakerów i trolli internetowych. Tę wojnę wygrywa ten, kto potrafi zadbać o bezpieczeństwo cybernetyczne państwa, a nie ten, który tworzy oddziały wyposażonych w narodowo-patriotyczne wzmożenie żołnierzyków, którym wmawia, że są w stanie sprostać wyzwaniom współczesnego pola walki. Z całą pewnością nie są i nie będą w stanie sprostać tym wymaganiom, bo owo pole walki staje się na naszych oczach coraz bardziej cyfrowe.

Reasumując. Rząd powinien zacząć czerpać z opinii, analiz i doświadczeń kompetentnych think-tanków oraz niezależnych ekspertów. Głoszenie opinii przeciwstawiających się udziałowi Polski w integracji obronnej UE, nie jest korzystne dla naszego bezpieczeństwa. Bezwarunkowe i bezrefleksyjne zabieganie o jak najlepsze relacje z USA, często przeciwstawne interesom UE, nie buduje naszej pozycji we wspólnocie, a w przypadku dalszego ograniczania obecności Waszyngtonu w Europie i słabnących relacji transatlantyckich, może okazać się dla nas wielce niefortunne.

Dylemat – NATO czy UE jest więc iluzoryczny, bo został przez PiS stworzony na własne potrzeby i wynika głównie z jego konfliktu z Brukselą. Istnieje natomiast realna konieczność podejmowania komplementarnych działań w dziedzinie bezpieczeństwa w ramach i NATO, i Unii Europejskiej, czego dobrym przykładem jest współpraca obu Organizacji i współuczestnictwo UE w corocznych ćwiczeniach NATO z zakresu reagowania w warunkach kryzysu – Crisis Management Exercises – CMX 2019.

[1] https://www.nato.int/cps/en/natohq/official_texts_17072.htm

[2] https://www.nato.int/cps/en/natohq/official_texts_17054.htm?selectedLocale=en

[3] https://www.nato.int/cps/en/natohq/official_texts_17120.htm

[4] L. W. Zyblikiewicz, Wspólnota atlantycka, [w:] E. Cziomer, L. W. Zyblikiewicz, Zarys współczesnych stosunków międzynarodowych Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa – Kraków 2000, s. 261.

[5] Final Communiqué of the Ministerial Meeting of the North Atlantic Council (including the Berlin Decision on building a European Security and Defence Identity within the Alliance), Berlin, 3 June 1996, [w:] NATO Handbook. Dokumentation, s. 370 – 385

[6] https://www.eda.europa.eu/what-we-do/our-current-priorities/permanent-structured-cooperation

[7] https://www.act.nato.int/nsip

Stowarzyszenie Europejska Demokracja – Nadzieja i Otwartość nie ingeruje w przekazywane do publikacji materiały. Nie dokonujemy ich skrótów, zmian ani korekty. Możemy to zrobić, ale tylko za zgodą lub na prośbę autora tekstu. Prosimy więc autorów o dbałość o treść, język i formę przekazywanych nam materiałów. W wymagających tego przypadkach zastrzegamy sobie jedynie prawo dodawania śródtytułów i jeśli pochodzą one od redakcji informujemy o tym czytelników. Nie zamieszczamy na naszej stronie materiałów niezgodnych z linią programową Stowarzyszenia określoną w jego Statucie. Nie publikujemy treści, w których stosowany jest język wykluczenia i mowa nienawiści, bez względu na to kogo one dotyczą, albo szerzone są ksenofobia i rasizm lub propagowany nacjonalizm, faszyzm bądź nazizm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *