demotywatoty.pl
Zawsze z zainteresowaniem słucham wypowiedzi prof. Marcina Króla. Jego opinia na temat PiS, jako „złodziei ducha” koresponduje wprost z kategorią „kultury zależności”. „Złodzieje ducha” kradną kreatywność, ambicje, energię i otwartość społeczeństwa. Korumpują je za przysłowiowe srebrniki, mamiąc iluzją rozdawanego dobrostanu, a ten maleje z każdym miesiącem i rokiem. Ale ta szczególna „kradzież” powoduje także poważny i długotrwały skutek zwany „kulturą zależności”. Może mieć ona różne podłoże i kierunki. Zajmowała szczególne miejsce w przypadku psychologicznej zależności władz niektórych państw powstałych po rozpadzie b. Jugosławii. Choć mogły, nie podejmowały one własnych decyzji, ale czekały na wskazówki i sugestie wspólnoty międzynarodowej. Był to jeden z ubocznych skutków umiędzynarodowienia konfliktu wewnętrznego.
W polskich warunkach powstała wewnętrzna zależność obywatela od władzy, która hamuje inicjatywę i ogranicza poszukiwanie własnej drogi przez znaczącą część społeczeństwa oczekującą, że „państwo da”. Partia władzy ”kradnąc ducha” tworzy korupcjogenną politycznie wizję, że i owszem „państwo da”, ale tylko wówczas, gdy to ona dojdzie i pozostanie u władzy. Wybory parlamentarne 2015 i 2019 pokazały, że mechanizm „kultury zależności” sprawdza się w naszych warunkach. Prowokuje to więc do pytań o kondycję polskiej klasy politycznej, ale przede wszystkim o kondycję naszego społeczeństwa.
Zacznijmy więc nasze rozważania od jej oceny. Polskie społeczeństwo jest podzielone i pozwala się dzielić coraz bardziej. W znacznej jego części dominuje poczucie zawodu, ale brakuje refleksji nad jego przyczynami. Ta część woli patrzeć podejrzliwie na tych, którzy osiągnęli jakiś sukces, doszukując się jego nieuczciwych podstaw. Zamiast szukać własnego sposobu na życie i dróg prowadzących do poprawy własnej sytuacji ekonomicznej, społecznej czy środowiskowej, woli oczekiwać, że ktoś kto ma lepiej niż ona straci. Jest to zachowanie irracjonalne, ale przecież tradycyjne i „polskie”. To podejście określa również postawy obywatelskie, np. stosunek do polityków, wyborów i aktywności społecznej. Są one nader często zachowawcze, bezrefleksyjne i reaktywne. Sytuację pogarsza dodatkowo stan, w którym stworzenie szansy na korzystną zmianę, wymaga wyboru dokonywanego ze świadomością, że może ona nie szybko nadejść. Jesteśmy często tak bezrefleksyjnie przywiązani do własnych kandydatów i partii, że to właśnie one są dla nas najważniejsze. Nie potrafimy przyznać, że nie spełniają naszych oczekiwań, a jednocześnie nie mamy wpływu na ich decyzje. Pocieszamy się także, że to się zmieni, a inne partie są jeszcze gorsze.
Wiele z tych uwag dotyczy także nas, tych, którzy działają w ruchach obywatelskich. Ostatnio usłyszałem opinię jednego ze znajomych, aktywnego członka ruchu obywatelskiego sprzeciwu, który powiedział, że „to nie my będziemy wychowywać polityków”. Byłem szczerze zaskoczony. Jeżeli nie my, to kto ma to robić. Przecież bez naszego krytycznego i wychowawczego właśnie podejścia, partie żyją we własnym świecie i na podstawie tam zdobywanej wiedzy, podejmują decyzje dotyczące nas wszystkich. A przecież to my powinniśmy wskazywać czego oczekujemy, pozostawiając rozwiązania politykom i ekspertom, ale oceniając otwarcie ich skuteczność w czasie całej kadencji i w kolejnych wyborach. Naszą obywatelską rolą jest wychowywanie i edukowanie polityków, a także żądanie od nich realizacji składanych obietnic oraz naszych ogólnospołecznych postulatów. Dopiero wtedy zaczną poważnie traktować swoje deklaracje i nasze opinie i nie ośmielą się wrzucić do niszczarki naszych podpisów pod projektem referendum. Trzeba powiedzieć nareszcie dość, gdyż właśnie z opisanej powyżej sytuacji i naszego podejścia, czerpią swoją siłę mierni politycy, a szczególnie ci, którzy wykorzystują demagogię, nacjonalizm i populizm.
Trzeba zdawać sobie sprawę, że politycy są tacy, jakie jest społeczeństwo. Przecież oni nie zstąpili z nieba, ale są tu z nami od dawna i stanowią naszą emanacją. Mało kreatywne i niezaangażowane społeczeństwo generuje sytuację, w której politykami stają się nie ci, którzy są szczególnie aktywni i zdeterminowani chęcią czynienia ogólnospołecznego dobra, ale ci, którzy w polityce widzą szansę głównie dla siebie i swojej kariery. To sprawia, że ich jakość jest coraz niższa. Nie składają nam poważnych i długoterminowych propozycji, których realizacja wymaga porozumień ponadpartyjnych i ogólnospołecznej akceptacji. Zastąpili poważne uprawianie polityki wojną plemienną i do tej bezproduktywnej walki wciągają swoich zwolenników, ale także liczne zastępy karierowiczów, dostrzegających w niej szansę dla siebie. Jak poważna jest ta sytuacja pokazują także kolejne kampanie wyborcze, ale także działania informacyjne, jak te prowadzone przez obecną władzę w walce z sędziami. W Polsce, od ponad 10 lat trwa więc „polityczna wojna domowa”. Nie bierze się na niej jeńców, ale zabija prawdziwe autorytety i zastępuje je miernotami kreowanymi na bohaterów i mężów stanu. Stawia się im nienależne pomniki i przyrównuje do twórców naszej wolności i państwowości. To oni mają stanowić nowy wzorzec, a to tym bardziej obniża kryteria i oczekiwania. Przyznajmy, że i my nie jesteśmy tu bez winy.
Czego oczekuje od polityków znacząca część społeczeństwa? Jaki wizerunek polityka kreują specjaliści od PR? Jakie są tego skutki? Dzisiejszy polski polityk powinien dobrze wyglądać i przekonująco mówić. Coraz mniej istotne staje się to, co mówi. Coraz słabiej rozliczany jest z obietnic i deklaracji. Klasyczny przykład stanowi tutaj Andrzej Duda. Politycy dają często także zły przykład ignorując wyroki sądów i trybunałów, co otwiera drogę do anomii i anarchii. Z drugiej strony, społeczeństwo swoją biernością sprzyja niemoralnym, a nawet przestępczym poczynaniom polityków. Wszystko to prowadzi do rozpadu wspólnoty, państwa i jego struktur. Doszliśmy do momentu, w którym partia lub polityk w kampanii wyborczej, nie stara się przekonać nas, że jest lepszy, ale że jego przeciwnik jest gorszy. Wbrew pozorom to nie to samo. Widzimy i słyszymy także, co się dzieje w czasie wieców wyborczych Dudy i jak zachowują się jego zwolennicy, szczególnie gdy pojawiają się na nich jego przeciwnicy. Traktują teren takich spotkań za własny, wręcz prywatny – zaznaczony i ogrodzony. Policja jest najczęściej bierna, albo otwarcie wspiera prostackie i chamskie zachowania zwolenników „dobrej zmiany”. Jest w nich coraz więcej agresji i tylko cienka linia oddziela nas od rozlewu krwi, a niedawny przykład Białegostoku pokazuje, jak jest ona naprawdę cienka. Jeśli poważnie i z troską myślimy o przyszłości, nie może być na to naszej zgody, ale nie powinno być także zgody polityków, bez względu na ich orientacje polityczne.
Powodem braku wybitnych postaci naszego życia politycznego jest także dość długi okres bez występowania szczególnych wyzwań oraz nadzwyczajnych czy fizycznych wręcz zagrożeń. W pozimnowojennej Polsce nie mieliśmy z nimi bezpośrednio do czynienia, aż do zamachów 11 września 2001 roku. Ponadto do 2004 roku byliśmy skupieni wokół naszych starań o członkostwo w NATO (1999) i UE (2004), dla których istniało międzypartyjne i społeczne przyzwolenie. Zagrożenia globalne ograniczył rozpad świata dwubiegunowego i wzrost znaczenia wspólnot międzynarodowych, szczególnie NATO i UE, jako gwarantów bezpieczeństwa europejskiego i światowego. Jest mało prawdopodobne, że zagrozi nam konflikt globalny, co wielokrotnie miało przecież miejsce w okresie zimnej wojny. Wtedy każda ze stron posiadała jednak sprawnych polityków i skuteczne mechanizmy, co pomimo różnić ideologicznych, politycznych, ustrojowych i społecznych zapobiegało groźbie wybuchu poważnego konfliktu międzyblokowego, a nawet wojny nuklearnej. Coraz bardziej zapominamy także o przyczynach i skutkach ostatniej wojny światowej, gdyż odchodzą jej naoczni świadkowi i wzrasta liczba obywateli, którzy znają je słabo i coraz mniej się nimi interesują. Ponadto uprawiana ostatnio w Polsce bez opamiętania „historia polityczna” (nie mylić z polityką historyczną), zaciemnia i wypacza coraz bardziej obraz wojny, ale także okresu powojennego, co działa antywychowawczo. Pomimo głoszonych w jej ramach patriotycznych haseł, są one coraz bardziej antypatriotyczne. Mierni politycy, nie mając do zaproponowania niczego na przyszłość chcą więc, żebyśmy patrzyli w przeszłość i w niej doszukiwali się wzorców zachowań i powodu naszej narodowej dumy. Tę jednak zniekształcają i dopasowują do własnych potrzeb.
To musi jednak zacząć się zmieniać, choć wielu polityków stara się nadal żyć w swoim świecie. Dzisiejsze, coraz poważniejsze i globalne wyzwania ekonomiczne, demograficzne, migracyjne, kulturowe i klimatyczne wymagają odważnych i dalekosiężnych decyzji, które wymagają nowego podejścia do uprawiania polityki. Powinno to przyczyniać się do powstawania nowej klasy politycznej. Sytuacja wymaga także coraz większej i świadomej aktywności obywatelskiej. Jest coraz mniej miejsca na demagogię, pustosłowie i zaklinanie rzeczywistości. Nie dotyczy to oczywiście tylko Polski, ale z uwagi na zaszłości historyczne, społeczne i kulturowe, nasza społeczna świadomość konieczności tych zmian jest nadal relatywnie niska.
Czy jest więc szansa? Czego powinniśmy oczekiwać od polityków i jak powinniśmy uczestniczyć w kreowaniu mądrych elit politycznych? Czy potrafimy być krytyczni wobec naszych wcześniejszych wyborów, jeśli okazują się one tylko szyldem bez treści? Czy w obliczu szczególnych wyzwań i w obronie fundamentów demokracji jesteśmy gotowi zrezygnować czasowo z części naszych własnych oczekiwań? Te pytania stoją wciąż przed nami, a na niektóre z nich otrzymamy odpowiedź już w maju.
Ponownie stajemy dzisiaj przed kluczowym wyborem pomiędzy pryncypiami a ich negacją. Bez skutecznej obrony pryncypiów, nie zmienimy niczego na lepsze. Zachowując bierność lub nie głosując na przeciwnika Dudy, pozwolimy mu tą drogą na zwycięstwo i sprawimy, że nie powróci szybko względna normalność, a szanse na poważny i konstruktywny dialog na długo zanikną. Jeżeli więc chcemy zapoczątkować proces zmian, w którym będziemy mogli odgrywać istotna rolę, nie możemy do tego dopuścić.
***
Redakcja „Dziennika SEDNO”, którego wydawcą jest Stowarzyszenie Europejska Demokracja – Nadzieja i Otwartość stara się nie ingerować w przekazywane do publikacji materiały. W wyjątkowych przypadkach dokonujemy ich skrótów. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji i korekty, dodawania tytułu, śródtytułów i dokonywania podkreśleń. Prosimy uprzejmie autorów przekazywanych nam materiałów o dbałość o język i formę.
Nie zamieszczamy na naszej stronie materiałów niezgodnych z linią programową Stowarzyszenia określoną w jego Statucie. Nie publikujemy treści, w których stosowany jest język wykluczenia i mowa nienawiści bez względu na to, kogo one dotyczą. Nie publikujemy także materiałów, których celem jest szerzenie ksenofobii, homofobii, rasizmu albo propagowanie nacjonalizmu lub faszyzmu, w każdej ich formie.